- Jak to się stało, że został pan prezesem Stomilu? - pytanie kieruję do Grzegorza Lecha nowego prezesa klubu sportowego Stomil Olsztyn.
- Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jeszcze w sobotę byłem na boisku. A za chwilę telefon od właściciela z propozycją objęcia funkcji prezesa. Na zastanowienie się miałem tylko noc, której …nie przespałem z wrażenia. Po przemyśleniu uważałem, że to jest decyzja mojego życia. Moja kariera na boisku i tak zbliżała się ku końcowi. A ja swoje miejsce na dalszą część aktywności zawodowej widziałem właśnie w piłce. Decyzja więc mogła być ostatecznie tylko jedna – propozycję przyjąłem. Po pierwszych tygodniach swojej nowej pracy mogę powiedzieć, że decyzji nie żałuję. Każdy zawodowy klub piłkarski z jednej strony funkcjonuje od meczu do meczu, ale z drugiej strony trzeba mieć jakąś strategię działań długofalowych. Ja taką przedstawiłem na pierwszej rozmowie z właścicielem. Moja wizja uzyskała aprobatę. Stąd i nominacja.
- Jak więc pan widzi Stomil za lat kilka. Pana Stomil…
- Chciałbym, aby był to klub regionu. Przede wszystkim więc powinni tu grać zawodnicy utożsamiający się z tym regionem. Jednocześnie powinien być to klub mający bardzo dobre, partnerskie stosunki z klubami z innych miast Warmii i Mazur. Przy czym nic nie można robić na siłę. Ci zawodnicy muszą także mieć odpowiednie do stawianych przed nimi zadań, umiejętności. Tak by bez kłopotu w tej drużynie się przebijali do pierwszej jedenastki. Nota bene już teraz z wielką uwagą monitorujemy wszystkie rozgrywki w naszym regionie. Mamy wytypowanych iluś młodych piłkarzy. Chcemy się im przyglądać. Z wiadomych względów nie będziemy jednak ogłaszali kogo te obserwacje dotyczą. Takie działania powinno także przyciągnąć do nas kibiców nie tylko z Olsztyna.
- Kibice to problem wszystkich właściwie klubów. Nie tylko polskich. Jak pan chciałby zrobić by na mecze Stomilu przychodziło nie tylko dużo fanów, ale by stadion był miejscem przyjaznym dla całych rodzin. Bo jak do tej pory zdarzały się sytuacje, gdy nie wszyscy na trybunach mogli się czuć bezpiecznie.
- Stadion Stomilu jak do tej pory nie wyróżniał się jakimiś negatywnymi zachowaniami kibiców. W ciągu kilku ostatnich lat miał tu miejsce tylko jeden incydent, jakaś bójka. Szybko zostało to jednak zażegnane. A przecież równolegle nasi kibice są aktywnymi krwiodawcami, uczestniczą w zbiórkach charytatywnych… By zaś zapraszać całe rodziny na stadion to przede wszystkim musiałby powstać nowy, funkcjonalny obiekt z wydzielonymi sektorami dla różnych kibiców, z pełną obsługą socjalną, sklepami z pamiątkami… To jednak zależy nie tylko od nas. Bo stadion nie jest własnością klubu lecz miasta. Pomijam fakt, iż obecnie z racji na pandemię koronawirusa, nasz stadion będzie w ogóle zamknięty dla kibiców. Wszelkie wiec rozwiązania dotyczą czasu po zakończeniu ograniczeń związanych z epidemią.
- Niezbędna jest więc współpraca z władzami miasta…
- Wcale jej nie unikamy. Podobnie zresztą jak i władze miejskie. Za kilka dni mam umówione spotkanie z dyrektorem Litwińskim z OSiR. Omówimy wtedy zasady dalszej współpracy. Chcemy także uzgodnić prace rewitalizujące stadion. Bo jeśli władz miasta nie stać obecnie na wybudowanie nowej areny futbolowej, to bardzo nam zależy choćby na drobnych remontach trybun czy budynków zaplecza. Bo taki obiekt powinien być chlubą nie tylko klubu, ale i miasta. Chcielibyśmy także zwiększyć przestrzenie reklamowe. To jednak wymaga wielu uzgodnień i pozwoleń.
- Niedawno na naszych łamach ukazał się tekst o tym, iż Olsztyn przewyższył liczbą ludności Zabrze. Tam mają Górnika. Co zrobić by i w Olsztynie można było mówić o zespole dobijającym do krajowej czołówki.
- Nie będę tu porównywał potencjału historycznego obydwu zespołów. Bo Górnik to kilkadziesiąt lat tradycji. Warto jednak przypomnieć, że tamtejszy stadion budowało miasto. Wcale nie większe od Olsztyna. Budowano go bardzo powoli, etapami. Przy czym pozostawiono także historyczną trybunę, w starym kształcie. To z tych miejsc kibice oglądali wielkie mecze Lubańskiego czy Szołtysika. Może i u nas można by zastosować podobny model etapowego budowania. Najważniejsze byłoby wbicie pierwszej łopaty. Bo wtedy przysłowiowa kula śnieżna sama wymusi kolejne działania.
- Są także w Polsce kluby piłkarskie, które mogłyby być dla Stomilu wzorem do rozwoju. Jaki model działania konkretnego klubu wam najbardziej leży. Może ewentualnie chcielibyście te doświadczenia przenieść na grunt olsztyński?
- Podstawą i tak musi być bardzo silna współpraca z lokalnymi samorządami, a do tego bardzo sprawny menedżer. Tak choćby dzieje się w Białymstoku, gdzie od wielu lat klubem zarządza Cezary Kulesza. Jeszcze lepszym wzorem do naśladowania jest Raków Częstochowa. Miasto o podobnej wielkości do Olsztyna, współpraca klubu z samorządem, ale przede wszystkim otwarty na współpracę właściciel. Choć mają tam podobny, jak i my problem ze stadionem.
- W Polsce poza takimi klubami jak Legia Warszawa, Lech Poznań, Cracovia, Wisła Kraków, Lechia Gdańsk… nie ma chyba klubu, który by funkcjonował na wysokim poziomie bez ścisłej współpracy z lokalnymi władzami samorządowymi. Jak więc przekonać władze Olsztyna do jednoznacznego poparcia klubu.
- Władze Olsztyna są współwłaścicielem Stomilu. Nie możemy wiec mówić, że działamy bez współdziałania z samorządem. Inna rzecz, iż my na kolejnych meczach reprezentujemy to, a nie inne miasto. I to jest ewidentna korzyść dla samego miasta i jego mieszkańców. Czyli można powiedzieć, że nie tylko chcemy brać, ale i dawać – promocję o ogólnopolskim wymiarze. Naszym planem jest budżet zbilansowany. Tak by nie dochodziło do jakichkolwiek załamań, opóźnień w regulacji należności, a tym bardziej niewypłacalności. Jesteśmy bardzo zainteresowani rozwijaniem współpracy z olsztyńskimi przedsiębiorcami. Niebawem mamy powołać klub biznesu przy Stomilu. To powinna być dźwignia do rozwijania współpracy. Także sponsoringu czy też promowania konkretnych firm czy towarów. Trzeba jednocześnie mieć świadomość, że I liga z samego swojego założenia generuje więcej kosztów niźli przychodów. To zmusza do pochylania się nad każdą złotówką. Tym bardziej, że tak zwany dzień meczowy jest u nas z założenia deficytowy. A gros drużyn ekstraklasy na dniu meczowym zarabia.
- Czy na mecze Stomilu bilety nie są za tanie?
- Jak na razie to musimy przeczekać kryzys związany z sytuacją epidemiczną w całym kraju. Niemniej jednak zgadzam się z tym, że ceny biletów powinny być związane z popytem na nie. Będziemy też powiększali trybuny. Tak by można było wpuścić tam więcej, płacących za bilety, kibiców. By jednak spróbować na dniu meczowym zarabiać, a nie na nim tracić. Bo kibic to nie tylko osoba wspierająca drużynę swoim dopingiem. To także osoba współ utrzymująca swój ulubiony klub. Oczywiście trudno nam się porównywać do Barcelony czy Realu, gdzie najtańsze bilety to około 30 euro.
- Gdy nowy właściciel wkraczał do Stomilu to ogłaszał niedwuznacznie, że interesuje go awans do ekstraklasy. Czy nadal macie takie plany?
- Po to są te trzy miejsca w I lidze, które mogą dać awans, by o nie walczyć. Przy czym trzeba mieć świadomość, że nasza drużyna jest w trakcie przebudowy. Skład ciągle się zmienia. Trudno nam w tej chwili ocenić potencjał sportowy nowych nabytków. W tej rundzie chcielibyśmy zdobyć jak najwięcej punktów i skonsolidować drużynę. A jeśli zdobędziemy dużo punktów to wiosną chcielibyśmy zawalczyć o najwyższe, dostępne w tej lidze, cele. Choć ciągle trzeba pamiętać, że w każdej grze zespołowej najważniejszy jest każdy kolejny mecz. On pokazuje o co ty możesz grać. A gra o ekstraklasę to nie tylko sport. To organizacja całego zaplecza organizacyjnego. Tak by piłkarze i szkoleniowcy mogli myśleć tylko o kolejnych meczach.
- Gdy przyszedł pan pierwszy raz do pracy w charakterze prezesa to nie zastał pan pod drzwiami kolejki menedżerów chcących zaoferować usługi swoich podopiecznych – piłkarzy?
- Telefonów było co niemiara. A ja bardzo szanuję menedżerów. Bo to są ludzie będący koniecznym elementem biznesu futbolowego. Tak to wygląda w całym piłkarskim świecie. Nie należy ich traktować jak szarlatanów. To opiekunowie i doradcy konkretnych piłkarzy. Przy czym ja teraz stoję jakby po drugiej stronie barykady. Nie interesuje mnie konkretny piłkarz tylko drużyna jako całość. Tej zasady mam zamiar się trzymać w sposób absolutnie konsekwentny.
- Czy Grzegorz Kuświk to jest inwestycja w przyszłość czy też to tylko załatanie chwilowej dziury w ataku?
- Oczywiście najważniejszy był interes drużyny na dzisiaj. Podczas rozmów z nim przedstawiliśmy mu jednak wizję naszej dalszej współpracy, wybiegającej poza obecny sezon. Wedle ocen moich i trenerów, on może grać na poziomie co najmniej I-ligowym, minimum trzy lata. To jest zawodnik z wielkim doświadczeniem. Teraz więc wszystko zależy od niego. Od jego postawy na boisku, od planów życiowych… Choć jednocześnie nie należy wybiegać zbyt daleko w przyszłość bo piłka nożna sama w sobie jest nieobliczalna.
- Poprzednia ekipa zostawiła panu „w spadku” zaciąg kilku piłkarzy z Holandii. Wielu obserwatorów miało do tych zawodników uwagi odnośnie ich nie najwyższego poziomu sportowego.
- Dla mnie każdy piłkarz, który ma kontrakt z klubem jest elementem tej drużyny. A oni takowe kontrakty mają. O przydatności zaś sportowej niech decyduje trener.
- Wiele drużyn w Polsce istotną część swojego budżetu opiera na transferach. Czy w Stomilu nie ma na to szansy? Czy macie jakiegoś sztandarowego zawodnika, na którym możecie perspektywicznie dużo zarobić. A może to będzie wasz bramkarz, a zarazem młodzieżowy reprezentant Łotwy, Vjačeslavs Kudrjavcevs?
- Nazwisko jest chyba bardzo perspektywiczne. Tyle, że z poziomu I ligi sprzedaje się piłkarzy za 100-200 tysięcy złotych. To nie są kwoty pozwalające myśleć o istotnym wspomożeniu budżetu klubu. Pewnie sporo więcej byśmy mogli zarabiać na transferach gdybyśmy grali w ekstraklasie.
- Dziękuję za rozmowę i życzę owocnej pracy. Tak by miał pan satysfakcje z wykonywanej pracy oraz by sukcesy sportowe szły w parze z tymi organizacyjnymi.
Rozmawiał: Krzysztof Szczepanik
Komentarze (15)
Dodaj swój komentarz