18 października pan Artur (imię zmienione na prośbę czytelnika) zamówił jedzenie, a wieczorem poczuł się źle.
– Zamówiłem jedzenie przez Internet, a potem rozbolał mnie strasznie brzuch. Były wymioty. Czułem się okropnie, ale były to tylko problemy żołądkowe – przyznał Artur.
Na drugi dzień, ponieważ objawy nie ustąpiły, skontaktował się ze swoim lekarzem POZ. Dodał, że na początku teleporady lekarz zapytał, czy czytelnik jest zaszczepiony bądź przeszedł Covid. Nie był, więc został wysłany na test.
– Powiedziałem, że nie mam samochodu, a czuję się źle, więc lekarz zawyrokował, że medycy sami przyjadą do mnie, aby zrobić wymaz – dodał.
Przyjechali następnego dnia dnia i od tego momentu Artur pozostał na kwarantannie. Ściągnął aplikację na telefon i siedział w domu.
W nocy objawy jeszcze bardziej się nasiliły, miał też gorączkę i dreszcze. Jadł niewiele. W czwartek przyszło potwierdzenie, że jest to Covid-19. Kwarantanna automatycznie zmieniła się w izolację do 30 października.
– Jeszcze raz rozmawiałem z lekarzem. Zapytałem, czy mi przepisze jakieś leki, skoro to koronawirus. Zapytał, co mam w szafce. Odparłem, że Apap i Cholinex. Powiedział, że to wystarczy. Rozumie pan? Apap i Cholinex na takiego groźnego wirusa, na którego umierają setki ludzi dziennie w Polsce – skomentował.
Artur zjadł w czwartek cały słoik kiszonych ogórków, a następnie wypił sok. Stwierdził, że lepiej się dawno nie czuł.
– Nie miałem już żadnych objawów, dlatego też moim zdaniem, powodem tego złego samopoczucia było zatrucie, a jeżeli miałem koronawirusa, to raczej ukrytego – przyznał czytelnik.
Ale zachowując reguły izolacji, przebywał w domu. Zaciekawiło go coś jeszcze. Chodzi o przyjazd policjantów.
– Przyjechali ostatniego dnia, abym im pomachał przez okno. Wcześniej, przez te 9 dni, żadne służby się mną nie interesowały – powiedział czytelnik.
I dodał: – Mieszkam sam, a co, jeżeli tego Covida przechodziłbym ciężej i wymagał hospitalizacji? Nikt by mi nie pomógł.
Do sprawy odnieśli się policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Zaznaczyli, że kontrole osób pozostających na kwarantannie lub w izolacji przeprowadzane są na bieżąco.
– Tylko w czwartek (18.11.2021 r.) policjanci dokonali 3012 sprawdzeń osób przebywających na izolacji lub kwarantannie. Należy także pamiętać, że policjanci sprawdzeń przestrzegania izolacji lub kwarantanny dokonują w ramach realizacji pozostałych obowiązków służbowych wynikających z przepisów prawa – powiedział w rozmowie z nami Rafał Prokopczyk, oficer prasowy KMP Olsztyn.
Przypomnijmy, że kontroli dokonują funkcjonariusze umundurowani. Ich zadaniem jest sprawdzenie tego, czy osoba przebywająca na kwarantannie bądź w izolacji stosuje się do zaleceń sanepidu.
– Nawiązują z nimi kontakt poprzez dostępne urządzenia telekomunikacyjne, którymi często jest telefon lub domofon. Osoby kontrolowane w celu potwierdzenia swojej obecności w miejscu izolacji lub kwarantanny proszone są o wyjście na balkon lub wyglądnięcie przez okno – dodał Prokopczyk.
Podczas rozmowy, mundurowi pytają również o stan zdrowia, a także o to, czy przypadkiem dana osoba nie potrzebuje pomocy.
Policjanci przypominają, że to od naszej postawy i odpowiedzialności zależy, jak szybko uda nam się uporać z pandemią. W myśl przestrzegania tych zasad powstała specjalna aplikacja „Kwarantanna domowa", z której obowiązek mają korzystać osoby objęte izolacją. Aplikacja jest bezpłatna, bezpieczna i prosta w obsłudze.
Przypomnijmy, że w poniedziałek koronawirusa wykryto u 7316 osób w Polsce i 231 na Warmii i Mazurach. Obecnie jest zajętych 279 na 533 łóżka covidowe w regionie oraz 37 na 68 respiratorów.
Co z lekiem na Covid-19?
Zdaniem wirusolog i biomedyczki Emilii Skirmuntt, wynalezienie skutecznego leku na wirusa nie jest takie proste, jak chociażby ma to miejsce w przypadku antybiotyków.
– Łatwiej nam znaleźć substancję chemiczną, która będzie działała na daną bakterię. Właśnie dlatego, że wirusy są prostsze – są tak proste, że nie potrafią funkcjonować samodzielnie, wykorzystują do tego komórkę gospodarza. Trudno nam znaleźć coś, co zaszkodzi wirusom, ale nie naszym komórkom – przyznała Emilia Skirmuntt w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej”.
Wyjaśniła, że leki antywirusowe działają na wirusa podczas jego namnażania się. Wpływają na jego kod genetyczny, aby nie mógł zakazić innego gospodarza, chociaż w wielu przypadkach nadal może się namnażać.
– Takie leki działają zazwyczaj na wczesnym etapie infekcji. Nie potrafimy zatrzymać tej infekcji, ale potrafimy sprawić, że wirus się nie rozprzestrzenia w naszym organizmie. Przez co organizm może go zwalczyć lub nauczyć się z nim żyć – dodała.
W listopadzie br. dopuszczono do sprzedaży pierwszy lek na Covid-19 – Lagevrio. Zawiera on molnupirawir, a za produkcję odpowiada firma Merck. Jak dotąd lek jest dopuszczony do sprzedaży w Wielkiej Brytanii. Molnupirawir hamuje replikację niektórych wirusów RNA, w tym właśnie Covid-19. Według badań, lek ten zmniejsza ryzyko hospitalizacji i zgonów o ok. 50 proc. nowo zdiagnozowanych pacjentów wysokiego ryzyka. Przewidywany koszt leczenia jednego pacjenta wynosi ok. 2,8 tys. zł.
Obecnie trwają także badania kliniczne nad lekiem firmy Pfizer, który ma być podawany wraz z przeciwwirusowym lekiem Rytonawirem.
Warto także wspomnieć, że polscy naukowcy pracują nad lekiem na Covid-19 na bazie osocza ozdrowieńców. Obecnie prowadzone są badania kliniczne w pięciu ośrodkach – Białymstoku, Bydgoszczy, Bytomiu i Lublinie oraz Warszawie.
– Lek jest na pewno bezpieczny, ale czy skuteczny? O tym będziemy mogli powiedzieć dopiero po zakończeniu badań klinicznych. Nie oszukujmy się, nasz preparat będzie miał ograniczony zakres działania. Jedyną skuteczną metodą opanowania pandemii są obecnie szczepienia – powiedział prof. Krzysztof Tomasiewicz, specjalista chorób zakaźnych, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych w Lublinie, w rozmowie z portalem Rynek Zdrowia.
Komentarze (39)
Dodaj swój komentarz