Dziś jest: 28.11.2024
Imieniny: Lesława, Stefana
Data dodania: 2005-11-08 00:00

magda_515167

Zarzut: akwapark

Sześciu olsztyńskim urzędnikom i byłym radnym prokuratura postawiła zarzuty w sprawie najgłośniejszego skandalu Olsztyna - afery akwaparku. Do spółki Aquarena miasto wniosło cenny grunt, a po jej upadku musiało swoją ziemię odkupić. Budowa basenów nigdy się nie rozpoczęła.

reklama
Przetarg na wybudowanie akwaparku w Olsztynie - zespołu basenów, centrum odnowy biologicznej, itp. - miasto ogłosiło cztery lata temu, za poprzedniej kadencji rady miasta i prezydentury Janusza Cichonia. Budować go miała spółka miasta i prywatnej firmy - Aquarena Park Wodny. Miasto wniosło do niej 4,5 ha ziemi między osiedlami Jaroty i Nagórki, a spółka As-Dom - projekt i, jak twierdziła, możliwość uzyskania kredytu. W zamian za grunt o wartości 2 mln zł miasto otrzymało 21 proc. udziałów. O pieniądze na budowę mieli zadbać pozostali udziałowcy. Szybko wyszło na jaw, że Aquarena nie ma pieniędzy. Jej prezes proponował, aby miasto poręczyło także pożyczkę, ale na to już radni się nie zgodzili. Po dwóch latach istnienia we wrześniu 2003 r., ogłoszono upadłość spółki. Zostało po niej ponad 200 tys. zł długów: m.in. niezapłacone podatki, wynagrodzenie dla zarządu, należności wobec skarbu państwa i nieopłacone rachunki za telefony. W zeszłym roku miasto odkupiło swój grunt za 120 tys. zł. Prawie połowę tej kwoty syndyk przekazał prezesowi upadłej Aquareny tytułem zaległego wynagrodzenia. Do tej pory suwalscy śledczy postawili zarzuty sześciu osobom. Wśród podejrzanych są: Piotr G., wówczas szef komisji gospodarki komunalnej i inwestycji rady, a dziś wiceprezydent Olsztyna, Blanka K. z wydziału geodezji Urzędu Miasta, Henryk L. i Krzysztof O., radni poprzedniej kadencji. Ponadto prokuratura oskarża Mariannę B., dyrektor wydziału podatków i finansów Urzędu Miasta, oraz Marka S., dyrektora wydziału strategii i rozwoju. - Wszyscy są podejrzani o niedopełnienie obowiązków służbowych i narażenie na szkodę interesu publicznego - mówi Hanna Lewczuk z Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. - Osoby te zasiadały w komisji przetargowej, kiedy w 2001 r. gmina wybierała wspólnika do spółki publiczno-prywatnej. Do końca tygodnia planowane są przesłuchania kolejnych osób. - Nie mogę zdradzić, o kogo chodzi - mówi prokurator Hanna Lewczuk. W komisji przetargowej zasiadali wówczas także Zbigniew Dąbkowski, obecny przewodniczący Rady Miasta, a wtedy przewodniczący komisji budżetu, Ireneusz Nalazek, dawniej członek zarządu miasta oraz Bohdan Michniewicz, były wiceprezydent Olsztyna odpowiedzialny za inwestycje. - Oferta przedstawiona przez As-Dom wyglądała najbardziej przyzwoicie. A dzisiaj nie wiadomo czemu się robi z tego aferę. Problem jest nie w wyborze, ale w tym, co się z tą spółką stało później. Przecież następne władze miasta nie dopilnowały tego, co się tam dzieje, i upadła - mówi Nalazek. Suwalska prokuratura sprawdza jeszcze jeden wątek afery akwaparku, dotyczący opinii prawnej przygotowanej na zlecenie ówczesnego zarządu Olsztyna. Opinia ta wskazywała, że podpisanie umowy z As-Domem będzie niekorzystne i nie daje gwarancji, że inwestycja zostanie zrealizowana. Dotarła do ratusza jeszcze przed zawiązaniem spółki Aquarena. Z dokumentem jednak nigdy nie zapoznali się członkowie komisji przetargowej oraz radni. - Nie wiemy, kto i dlaczego zataił ten dokument - mówi Hanna Lewczuk. Z naszych ustaleń wynika, że wykonanie ekspertyzy zlecił ówczesny wiceprezydent Michniewicz. Wykonała ją była pracownica ratusza, którą zarekomendował wydział prawny. Dokumenty odnalazły się w 2003 r. w teczce z dokumentami Aquareny przechowywanej w wydziale mienia olsztyńskiego ratusza. - Nie chcę rozmawiać na ten temat - powiedział nam wczoraj Michniewicz. Chcieliśmy także porozmawiać z Januszem Cichoniem, poprzednim prezydentem Olsztyna, ale miał wyłączony telefon. Libański łącznik Gdy okazało się, że nie ma szans na uzyskanie kredytu w polskich bankach, spółka As-Dom o pomoc prosiła arabską grupę kapitałową. Przedstawiciele Retford Holdings Ltd z Bejrutu zaproponowali kredyt z banku z Dominikany. Ten postawił jednak warunek: wszyscy udziałowcy mieli jednomyślnie zgodzić się na poręczenie kredytu majątkiem spółki. Kiedy radni nie zgodzili się, z pomocą pospieszył Libańczyk Mahmand Ch. - za pośrednictwo zażądał 50 tys. dolarów. Otrzymał taką kwotę, ale kredytu nie załatwił. Libańczyk może odpowiadać za wyłudzenie ze spółki właśnie tej kwoty, ale do tej pory nie udało się go przesłuchać, a nawet odnaleźć.

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz


www.autoczescionline24.pl