Nieznaczny wzrost liczby pozwów
Z danych udostępnionych przez 47 sądów okręgowych wynika, że w całym 2023 roku wpłynęło do nich blisko 81 tys. pozwów rozwodowych. To tylko o 3% więcej niż w 2022 roku – 78,5 tys. Pojawia się zatem pytanie, czy ww. statystyki odzwierciedlają kryzysy małżeńskie z czasu pandemii lub nawet z wcześniejszego okresu, czy też są wynikiem decyzji podjętych już po zakończeniu tzw. lockdownów. Dr Małgorzata Eysymontt, adwokat specjalizujący się w prawie rodzinnym i wykładowca na Uniwersytecie SWPS, podkreśla, że decyzja o rozwodzie nie następuje z dnia na dzień. Zazwyczaj jest to proces rozłożony w czasie. Człowiek do tego stopniowo dojrzewa. Niemniej w okresie pandemii – zwłaszcza w czasie wymuszonej izolacji, gdy przez kilka tygodni najpierw nie można było wychodzić z domu, a później wyjścia były ograniczone – w małżeństwach zaczęły pojawiać się problemy komunikacyjne lub kryzysy w codziennym współegzystowaniu. Istniejące wcześniej konflikty mogły się nasilać.
– Okres pandemii mógł sprzyjać problemom komunikacyjnym i uwypuklić różnice charakterów, a nawet je zweryfikować. Mogły się na to nałożyć problemy organizacyjne, gdy wszyscy domownicy musieli stworzyć sobie miejsce do pracy i nauki w jednym mieszkaniu. To był też niestety czas, gdy u dzieci i dorosłych zaczęły występować lub nasilać się różne kłopoty ze zdrowiem psychicznym, w tym zaburzenia. W niektórych domach dochodziło do przemocy i pojawiały się różnego rodzaju używki. Biorąc to wszystko pod uwagę, można przyznać, że pandemia przyspieszyła u wielu osób decyzję o sformalizowaniu rozstania albo przynajmniej o odcięciu się od partnera, zwłaszcza jeśli była to relacja toksyczna – twierdzi ekspertka.
Natomiast Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl zwraca uwagę na fakt, że samo porównanie liczb w zestawieniu rocznym nie daje jednoznacznego obrazu o dynamice tego zjawiska. I przytacza dane mówiące o tym, że pod koniec 2022 roku w Polsce istniało ponad 8,5 mln zalegalizowanych związków.
– Spada liczba oficjalnie zawieranych małżeństw. Wchodzimy w kolejny już niż demograficzny. Obecnych 20-latków jest o połowę mniej niż 40-latków, więc ogranicza się baza potencjalnych nowożeńców, co wpływa na liczbę ślubów. A mimo to liczba pozwów rozwodowych jest na podobnym poziomie. Faktycznie okres pandemii zadziałał tutaj w kilku wymiarach. Część ślubów została przełożona na późniejsze lata, a niektóre z nich zwyczajnie się nie odbyły – uzupełnia Pajdak.
Pandemia podbiła statystyki
Pajdak zgadza się z opinią, że zamknięcie w domach mogło mieć istotny wpływ na decyzje o dalszym istnieniu małżeństw – i to zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym. Niektórzy małżonkowie mogli zadecydować o przełożeniu rozwodu w czasie. Inni zrozumieli, że chcą do niego jak najszybciej doprowadzić.
– Dla przykładu, w całym 2021 roku 3,1% istniejących małżeństw zostało rozwiązanych. Z tego 0,7%, związków zakończył rozwód. I ten odsetek sukcesywnie rośnie. W 2000 roku wyniósł on 0,5%, a w 2010 roku – 0,7%. Oznacza to, że w 2021 roku co 147 małżeństwo rozwiodło się, a w 2022 już co 144 – wylicza ekspert.
W 2023 roku najwięcej pozwów rozwodowych wpłynęło do Sądu Okręgowego w Poznaniu – 5,4 tys. (2022 r. – 5,2 tys.). Dalej plasuje się SO w Warszawie – 4,6 tys. (4,3 tys.), Gdańsku – 4,5 tys. (4,1 tys.), Krakowie – ponad 4 tys. (3,8 tys.), a także SO Warszawa Praga w Warszawie – 3,1 tys. (przeszło 3 tys.). Natomiast na końcu zestawienia widać SO w Przemyślu – ponad 450 (2022 r. – niespełna 600), Łomży – powyżej 540 (500), Krośnie – ponad 660 (przeszło 660), Suwałkach – niespełna 680 (poprzednio było to ponad 700), a także w Tarnowie – niecałe 800 (wcześniej 810).
– Zdecydowanie większa liczba pozwów rozwodowych w dużych miastach powiązana jest z faktem, że mieszka tam najwięcej osób, a więc istotny jest czynnik demograficzny. Zgonie z prawem, o rozwód można wystąpić wyłącznie przed tym sądem, w którego okręgu małżonkowie mieli ostatnie wspólne miejsce zamieszkania, jeżeli choć jedno z nich w okręgu tym ma jeszcze miejsce zamieszkania lub zwykłego pobytu – zauważa dr Eysymontt.
Do tego Pajdak przytacza inne wskaźniki dotyczące tzw. „geografii rozwodów”. Z oficjalnych danych, publikowanych przez Główny Urząd Statystyczny (GUS), wynika, że aż 72% rozwodów dotyczy terenów miejskich, natomiast 28% – wsi.
– Można stwierdzić, że blisko 460 rozwodów przypada na 1000 nowo zawieranych małżeństw w miastach, a na wsiach to przeszło 260. Najwięcej Polaków w przeliczeniu na 10 tysięcy mieszkańców rozwodzi się w woj. zachodniopomorskim – ponad 20, jak również dolnośląskim – 18, a najmniej – w woj. małopolskim – przeszło 12, a także podkarpackim – 11,6. Średnio dla Polski wynosi to prawie 16 osób na 10 tysięcy mieszkańców – szacuje ekspert.
Pytany o to, czy można powiedzieć, że w dużym ośrodku miejskim decyzja o rozwodzie przychodzi łatwiej, Michał Pajdak zauważa, że statystyki pomału wyrównują się w miastach i na wsiach. Jego zdaniem, wyraźniejsza zmiana proporcji jest kwestią czasu.
– Dane GUS-u jasno pokazują, że nowożeńcy mieszkający na wsiach są dużo młodsi od ich rówieśników zamieszkałych w miastach. I tak np. kobiety do 29. roku życia na wsiach stanowią już 70% tej grupy, a w miastach jedynie 58% – wyjaśnia Pajdak.
Sytuacja raczej będzie stabilna
Proces rozwodowy w Polsce trwa od kilku do kilkunastu miesięcy – w zależności od stopnia skomplikowania sporu i żądania orzekania o winie jednego z małżonków. Dłużej toczą się sprawy osób, które mają wspólne małoletnie dzieci.
– Wśród wielu czynników, które mogą wydłużyć postępowanie rozwodowe, można wymienić m.in. odlegle terminy rozpraw czy liczbę i rodzaj składanych wniosków dowodowych. Jako pełnomocnik zawsze zachęcam do ograniczenia niepotrzebnej konfrontacji czy eskalowania konfliktu oraz do szukania rozwiązań, które będą łagodziły spór. Takie podejście pozwala zawrzeć porozumienie lub pójść do sądu z konkretnymi, racjonalnymi propozycjami. Małżonkowie powinni też zastanowić się, czy dążenie za wszelką cenę do wykazania winy drugiej strony nie jest podyktowane wyłącznie chęcią wyrównania jakichś krzywd, nieprzepracowanych żalów lub szukania własnej satysfakcji. Rozwodzący się rodzice powinni przede wszystkim myśleć o dobru wspólnych małoletnich dzieci, które jest najważniejsze – mówi dr Eysymontt.
Jak dodaje Michał Pajdak, czas trwania rozwodu determinują głównie dwa okresy. Pierwszy obejmuje oczekiwanie na wyznaczenie terminu rozprawy rozwodowej w sądzie. W zależności od lokalizacji sądu trwa to od 3 do 7 miesięcy. Druga faza rozpoczyna się w dniu pierwszej rozprawy i kończy w momencie uzyskania ostatecznego wyroku. Ekspert przypomina też, że istnieje możliwość orzeczenia rozwodu już na pierwszej rozprawie. Jednak zależy to od kilku czynników, takich jak posiadanie wspólnych niepełnoletnich dzieci oraz wyrażenie gotowości do podziału majątku w tym samym postępowaniu.
– Typ postępowania determinuje czas jego trwania. Rozwód bez orzekania o winie to najszybszy sposób na zakończenie małżeństwa. Wtedy wystarcza ustalenie rozpadu związku i przesłuchanie małżonków. Oboje muszą być zgodni co do trwałego i zupełnego rozkładu pożycia małżeńskiego – wyjaśnia Pajdak.
Ekspert, analizując od wielu lat temat rozwodów Polaków, przede wszystkim spodziewa się tego, że w tym roku nie nastąpi żadna diametralna zmiana w kwestii liczby składanych pozwów. W jego ocenie, ten stan raczej utrzyma się na podobnym poziomie rdr. Natomiast biorąc pod lupę dodatkowe aspekty, trzeba też zauważyć, że zawieranych jest coraz mniej nowych małżeństw, co w pewien sposób może też „unormować” przyszłe statystki.
Komentarze (4)
Dodaj swój komentarz