O sprawie pisaliśmy w artykule pt. Dzik zaatakował psa na Pieczewie? Przypomnijmy, że jeden z mieszkańców Pieczewa we wtorek wyszedł ze swoim psem rasy amstaff na spacer. Zwierzę było na smyczy. W pewnym momencie zza śmietnika wybiegł duży dzik, który miał zaatakować człowieka. Pies osłonił swojego właściciela własnym ciałem. Został poturbowany. Teraz kuruje się w domu na silnych lekach przeciwbólowych.
Niestety, ani policja, ani straż miejska żadnego zgłoszenia o agresywnym dziku we wtorek nie odnotowały.
– Informuję, że w dniu 2 czerwca nie odnotowaliśmy interwencji o którą Pan pyta – zakomunikował sierżant Andrzej Jurkun z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie.
Straż miejska już od dawna nie musiała interweniować na Pieczewie w sprawie dzików.
– Ostatni przypadek zgłoszenia ws. dzika na Pieczewie odnotowaliśmy 25 kwietnia – poinformował nas Kamil Sułkowski, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Olsztynie.
Sprawa agresji dzika była jednak szeroko komentowana zarówno w tradycyjnych mediach, jak i na portalach społecznościowych. Pojawiły się komentarze o różnorodnej treści. Wśród nich była także opinia, że poszkodowany pies miał wcześniej zaatakować małego dzika.
Nie udało nam się jednak skontaktować z autorem tego wpisu. Mimo to postanowiliśmy zapytać o tą sytuację ekspertów.
– W mieście wydaje się nam, że dziki to fajne zwierzęta i je dokarmiamy. Jednak jest to dzika zwierzyna. Dzik może zaatakować psa bez powodu, gdy się boi. Inne zwierzęta są dla niego zagrożeniem – usłyszeliśmy w Zarządzie Okręgowym Polskiego Związku Łowieckiego w Olsztynie.
Profesor Stanisław Czachorowski ma nieco inne zdanie na ten temat.
– Dziki nie są drapieżnikami. Same nie atakują psów czy ludzi. Chyba, że to pies pierwszy zaatakował, wtedy dzik mógł się bronić. Na pewno nie powinniśmy szczuć psami dzików, bo to pamiętliwe zwierzęta – zaznaczył Stanisław Czachorowski.
Profesor dodał, że zdarzały się przypadki agresji ze strony tych zwierząt, ale to głównie lochy stawały w obronie własnych dzieci. Zaznaczył jednak, że należy pamiętać, że są to dzikie zwierzęta i ich zachowanie może być nieprzewidywalne.
Z kolei Krzysztof Mikunda, pasjonat przyrody, który wielokrotnie spotkał dziki na swojej drodze, stwierdził, że dzik mógłby przejawiać agresję do psów, jeżeli w przeszłości zostałby przez nie zaatakowany. Zaapelował także o to, aby ludzie zachowywali ostrożność przy kontakcie z tymi zwierzętami: nie biegli, nie wykonywali gwałtownych ruchów, nie zaczepiali, nie dokarmiali.
– Dzik może zaatakować psa, jeżeli miał wcześniej złe z nimi doświadczenia. Przypominam, że psy myśliwskie są używane do osaczania dzików i naganki. Ja nie mam złych doświadczeń z dzikami, nigdy mnie nie zaatakowały, ale nie chcę radzić by ludzie zrezygnowali z ostrożności – powiedział w rozmowie z nami Krzysztof Mikunda.
Jego zdaniem, dzików w mieście w ogóle nie powinno być.
– Jednak to wynik ogromnej presji łowieckiej, a ponieważ obwody łowieckie są przyległe do gminy, to dziki są niemal wpychane do miasta. To mądre zwierzęta i wiedzą, że w mieście są pewne ryzyka, ale się nie poluje – dodał przyrodnik.
Z kolei Stanisław Czachorowski zwrócił uwagę, że dziki i ludzie mogą wspólnie koegzystować, jednakże pod pewnymi, wyraźnie uregulowanymi warunkami. Profesor zaznaczył, że dziki zadomowiły się w mieście, bo są dokarmiane. Jego zdaniem, mieszkańcy powinni mniej śmiecić.
– Ludzie potrzebują kontaktu z przyrodą. Miasto też może spełniać takie funkcje. Przecież dokarmiamy ptaki, jednak ten chleb jest wyrzucany na trawnik. To powoduje, że w mieście zadomowiły się dziki. Wystarczyłoby zbudować karmniki miejskie, gdzie z powodzeniem można byłoby wysypywać jedzenie ptakom, bez obawy, że zjedzą je dziki – wyjaśnił Stanisław Czachorowski.
Drugi pomysł profesora to budowa wiat obserwacyjnych na obrzeżach Olsztyna.
– Tam mogłyby przyjeżdżać osoby chcące mieć kontakt z dzikami i je dokarmiające. Zwierzęta, miałyby tam zapewnione pożywienie i nie miałyby potrzeby wchodzenia do miasta – dodał Czachorowski.
Komentarze (113)
Dodaj swój komentarz