Data dodania: 2006-04-18 00:00
Handel mieszkaniami w prokuraturze
Luka w prawie pozwala nieźle zarobić na handlu mieszkaniami komunalnymi. Traci na tym miasto, które sprzedaje je za bezcen.
Na początku roku policja wzięła pod lupę sprzedaż nieruchomości na olsztyńskiej starówce. Teraz jej ustaleniami zajmuje się Prokuratura Olsztyn-Południe. Mocno się gimnastykuje, próbując ustalić, czy olsztyński biznesmen złamał prawo, odkupując od ludzi mieszkania komunalne i sprzedając je na wolnym rynku z kilkudziesięcioprocentowym przebiciem.
Bonifikata pod warunkiem...
Sprzedaż mieszkań komunalnych reguluje uchwała Rady Miasta. Zgodnie z nią ludzie, którzy wynajmują mieszkanie komunalne od miasta, mogą kupić je nawet za 10 proc. wartości - jeśli budynek jest wpisany do rejestru zabytków. Jeśli nie jest zabytkiem, to i tak bonifikata jest duża - 80 proc. Na przykład za 54-metrowe mieszkanie komunalne w samym centrum Olsztyna w zabytkowej kamienicy, które kosztuje na wolnym rynku 150 tys. zł, jego najemca może zapłacić jedynie 15 tys. zł.
Ale jest jeden warunek. Zgodnie z uchwałą radnych i ustawą o gospodarce nieruchomościami nie można tak kupionego mieszkania sprzedać w ciągu najbliższych pięciu lat. Jeśli ktoś to zrobi, musi oddać ratuszowi całą bonifikatę.
...do ominięcia
Ale jak ustalili policjanci, prawo można bardzo łatwo obejść. Śledczy sprawdzili pięć transakcji kupna-sprzedaży mieszkań komunalnych na Stary Mieście, do których doszło w 2005 roku. Ratusz udzielił na nie 80-90-procentowych bonifikat. Za dwupokojowe mieszkania, nie większe niż 48 metrów kwadratowych, ich dotychczasowi lokatorzy płacili od 6 do 12 tys. zł.
Wszystkie transakcje pilotował jeden olsztyniak. - Najpierw dotarł do ludzi, którzy byli w podeszłym wieku i wynajmowali mieszkania od miasta. Przekonał ich, że nie muszą znosić hałasu na starówce. Zaproponował, że jeśli wykupią mieszkania z bonifikatą, on da im w zamian mieszkania w wielkiej płycie na osiedlach spokojniejszych od starówki. Wszyscy na to przystali - mówi prokurator, który zna akta sprawy.
Starsi, którzy wykupili mieszkania, przepisywali je na swoich bliskich. Prawo na to pozwala. A krewni odsprzedawali je przedsiębiorcy.
Każdy w tym łańcuszku zyskiwał. - Starsi ludzie, bo dostawali mieszkania w wielkiej płycie, ich krewni, bo otrzymywali kilka tysięcy złotych bonusu za nic, oraz sam biznesmen, który sprzedawał lokale na wolnym rynku, zarabiając na każdym mieszkaniu 30-40 tys. zł na czysto - mówi olsztyński prokurator.
Traciło "tylko" miasto.
Jak wynika z ustaleń policji, przedsiębiorca był bardzo zaangażowany w całą sprawę. Nie tylko pomagał ludziom załatwić wszystkie formalności, ale też w jednym przypadku dał pieniądze na wykup mieszkania, a w drugim dołożył część brakującej kwoty. - Był mózgiem całej operacji. To on krok po kroku wymyślił, jak za małe pieniądze kupić mieszkania, by je później sprzedać z pokaźnym zyskiem - mówi nasz rozmówca z prokuratury.
A proceder kwitnie
Piotr Marek, szef Prokuratury Olsztyn-Południe, nie chce rozmawiać o szczegółach sprawy, tłumacząc to dobrem śledztwa. - Będziemy chcieli prowadzić je w kierunku wyłudzenia bonifikaty od miasta - mówi tylko.
Sławomir Machnik, dyrektor wydziału geodezji i nieruchomości olsztyńskiego ratusza: - Nie wierzę, że prokuraturze uda się tutaj komukolwiek coś udowodnić. Ale życzę im powodzenia.
Machnik mówi, że skoro ustawa pozwala przepisywać nieruchomości na rodzinę, ratusz nie może nic z tym zrobić. - Byśmy mogli reagować, trzeba by znowelizować ustawę o gospodarce nieruchomościami - twierdzi dyrektor. - Teraz monitorujemy tylko, czy ludzie, którzy kupują mieszkania z bonifikatą, nie sprzedają ich w ciągu pięciu lat. Jeżeli to zrobią, wtedy my od nich żądamy zwrotu zniżki.
Ratuszowi urzędnicy przyznają, że sprawa, którą bada prokuratura, nie jest jednostkowa. Mówią, że taki proceder kwitnie w mieście od lat.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz