Poseł z ramienia Platformy Obywatelskiej na początku przypomniał słowa, które wypowiadali m.in. prezes Narodowego Banku Polskiego, Adam Glapiński, premier Mateusz Morawiecki czy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Chodzi o to, że według polityków PiS inflacja nie zagraża dochodom Polaków oraz że płace rosną szybciej niż ceny, co miało rekompensować ubytki w dochodach gospodarstw domowych. Według Janusza Cichonia, politycy PiS okłamali obywateli.
- Mamy w 2022 r. wzrost płac w sferze budżetowej o 4,4 proc. i przewidywalna w połowie roku inflacja to 13,5 proc. W 2023 r. planowana podwyżka w sferze budżetowej, w tym także płac nauczycieli, to 7,8 proc., a prognozowana inflacja to 9,8 proc. Gołym okiem widać, że sytuacja dochodowa pogarsza się. Spada siła nabywcza dochodów i możemy kupić coraz mniej – powiedział poseł.
I dodał: - Jak przyjrzymy się prognozom inflacyjnym, to sytuacja staje się wręcz dramatyczna. Trudno uwierzyć w to, że inflacja średnioroczna w tym roku utrzyma się na poziomie 13,5 proc. Te prognozy budowane przez PiS zakładały, że już we wrześniu będzie ona spadała. Pamiętamy, że z miesiąca na miesiąc bije kolejne rekordy i nie wygląda na to, żeby inflacja miała się w tym roku zatrzymać. Moim zdaniem będzie to średnio 16 proc., jeśli chodzi o łączny wskaźnik inflacji, choć w relacji rok do roku to będzie prawie 20 proc.
Cichoń dodał, że w 2023 r. przedstawiciele PiS-u zakładają, że średnio inflacja wyniesie 9,8 proc. Przyznał także, że jest ona niewiarygodna, bo już teraz nie uznaje jej Komisja Europejska czy Bank Światowy. Według polityka PO, szczyt inflacji jest dopiero przed nami, a nastąpi to w lutym przyszłego roku, gdy inflacja osiągnie poziom ponad 20-procentowy. Według obliczeń posła średnia wartość inflacji w 2023 r. wyniesie 16 proc.
- Jeśli uwzględnimy te prognozy i spróbujemy określić wartość naszych wynagrodzeń, uwzględniając w tym prognozy inflacyjne i zakładaną w przyszłym roku podwyżkę, to okaże się, że siła nabywcza wynagrodzenia w budżetówce spadnie o 16,4 proc. To tak, jakby ktoś zabrał pracownikom sfery budżetowej dwie wypłaty – wyliczył Cichoń.
Według posła nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku emerytów i rencistów, bo w tym wypadku należy wziąć pod uwagę fakt, w jaki sposób są waloryzowane emerytury i renty. Janusz Cichoń wytłumaczył, że waloryzacja jest odpowiedzią na to, co działo się w ubiegłym roku.
- Rekordowa w tym roku waloryzacja, wynosząca 7 proc., była odpowiedzią na inflację z ubiegłego roku, która wynosiła średniorocznie 5,1 proc. Podwyżka wynikała z faktu, że uwzględniono rosnące wtedy jeszcze wynagrodzenia. Przypomnę, że inflacja rocznie wyniesie 16 proc. Zdecydowanie mniej niż zakładana waloryzacja. W przyszłym roku PiS zakłada waloryzację na poziomie 13,8 proc. Teoretycznie ma gonić tegoroczną inflację – wyjaśnił polityk PO.
Zgodnie z jego wyliczeniami emeryci i renciści w przyszłym roku otrzymają realnie niższe emerytury o 14 proc. Poseł dodał, że PiS proponuje trzynastą i czternastą, ale to są emerytury w wysokości najniższej wartości, a „czternasta też nie do wszystkich trafia”. Zgodnie z tym, obie emerytury razem wzięte nie zrekompensują spadku wartości dochodów.
- To jest nabijanie nas w butelkę. Siła nabywcza naszych dochodów spada, realnie zarabiamy coraz mniej. Coraz trudniej nam wiązać koniec z końcem. Ta polityka wymaga pilnie korekty, żebyśmy uniknęli drastycznego ubożenia polskich gospodarstw domowych – powiedział poseł Cichoń.
Na koniec polityk przedstawił propozycję Platformy Obywatelskiej, która zakłada 20-procentową podwyżkę dla sfery budżetowej jeszcze w tym roku.
- Nawet, gdybyśmy dokonali korekty o tę wypłatę, to tak naprawdę zniwelowalibyśmy efekt inflacji. Nie byłoby rzeczywiście tej podwyżki, ale realnie poziom życia rodzin, które utrzymują się z pracy w sferze budżetowej, by nie spadał – podsumował Janusz Cichoń.
Czytaj również:
Inflacja w październiku ostro w górę. GUS podał przerażające dane
Komentarze (27)
Dodaj swój komentarz