Dziś jest: 21.11.2024
Imieniny: Janusza
Data dodania: 2023-09-10 09:02

Marcelina Chodyniecka-Kuberska

[WYWIAD] Między suszą a powodzią. Co zrobić z wodą po burzy, a jak podlać zieleń w mieście w trakcie suszy?

[WYWIAD] Między suszą a powodzią. Co zrobić z wodą po burzy, a jak podlać zieleń w mieście w trakcie suszy?
Co miasto powinno zrobić, żeby dostosować się do zmian klimatu?
Fot. Joanna Rayss / Pracownia Zieleniarium

W sierpniu doświadczyliśmy w Olsztynie ulewnych deszczów i podtopień. Zalane drogi, piwnice to namacalny efekt, tego co od kilku lat zapowiadają ekolodzy - czyli zmian klimatu. Wypoczywając w te wakacje w Grecji czy Hiszpanii nasi Czytelnicy doświadczyli pewnie nieznośnych upałów. Tak właśnie już teraz będzie: długie okresy suszy, niszczące plony rolników, a potem wielkie nawalne deszcze, których nie daje rady odebrać podziemna kanalizacja. Co miasto powinno z tym zrobić i jak dostosować się do zmian klimatu? Rozmawiamy z Joanną Rayss - jedną z najbardziej znanych ekspertek w Polsce od projektowania błękitno-zielonej infrastruktury i retencji.

reklama

Dr. inż. architektury krajobrazu realizuje już od kilku lat projekty oparte o zagospodarowanie wody opadowej na terenach miejskich w różnej skali. Chodzi zarówno o wielkie miejskie projekty – jak oparty o usługi ekosystemowe głośny ostatnio Park Południowy w Gdańsku oraz projekty dla mniejszych miast, szkół, wspólnot mieszkaniowych czy deweloperów. To szerokie doświadczenie praktyczne ekspertki, pokaże nam jak robią to inne miasta. A w kolejnych tygodniach w naszym studio wideo będziemy pytać urzędników olsztyńskiego ratusza, jakie miasto podejmuje działania w temacie retencji wody.

Red: Czy ulice zalewane kilka razy do roku stają się czymś normalnym w miastach?

J.Rayss: - Zmiany klimatu objawiają się przejaskrawieniem zjawisk pogodowych. W krótkim czasie pada dużo deszczu, potem jest okres suszy i upału. Kiedyś było tak, że ten deszcz, który dziś spada w ciągu doby, często nawet paru godzin czy kilkudziesięciu minut, spadał w ciągu miesiąca i woda powoli uwalniała się do gleby a nadmiar spływał do kanalizacji. Dziś pada bardzo krótko, dużo i intensywnie, ale też w różnych miejscach pada różnie – czyli jest ogromne zróżnicowanie przestrzenne tych opadów. Bywa, że w jednej części miasta spadnie nawet 30 czy 50 litrów na m2, a w innych jest zupełnie sucho. Sieć kanalizacji deszczowej nie nadąża tego zbierać. Nie była projektowana w czasach, kiedy doświadczało się takich deszczy. Nie tylko Olsztyn, większość miast nie nadąża za przebudową sieci, aby móc odebrać te krótkie i wielokrotnie bardziej intensywne opady. Drugim aspektem, który wpływa na pojawienie się podtopień jest urbanizacja, która zwielokrotnia negatywne zjawiska pogodowe i ekstremalizuje negatywną sytuację zieleni.

Olsztyn jest tego przykładem. Zwiększa się sieć dróg, miejsc parkingowych, powiększa się ilość osiedli – te procesy wiążą się z uszczelnianiem terenu. Woda deszczowa kierowana jest do kanalizacji, nie pozostawiając w krajobrazie wody dla zieleni, a schnącą zieleń podlewamy z wodociągu. Negatywne koło się zamyka.

Przejdźmy do konkretów - co należy zrobić?

- Myślenie o dostosowaniu samej kanalizacji deszczowej do odbioru takich ilości wody, wynikającej z wystąpienia zjawisk ekstremalnych, o bardzo niskim prawdopodobieństwie wystąpienia, jest przewymiarowaniem infrastruktury. Zupełnie niepotrzebnym.

W ekosystemowym projektowaniu miast - w którym przyroda w postaci tzw. zielonej infrastruktury realizuje usługi ekosystemowe – kieruje się w stronę wykorzystania dobrze zakomponowanego krajobrazu i jego przyrody - zieleni - zamiast budowania kolejnych, przewymiarowanych i ogromnie kosztownych betonowych budowli i plastikowych urządzeń wodnych. Tworzy się tereny zieleni o funkcji retencyjnej w postaci sztucznych mokradeł, rabat retencyjnych czy popularnych ogrodów deszczowych, które oprócz funkcji klasycznie zarezerwowanych dla tradycyjnej infrastruktury komunalnej są wartościowymi terenami rekreacyjnymi i elementem zdrowego miasta.

Odwodnienie kanalizacją ma sens tylko w strefach szczelnie zurbanizowanych, jak śródmieścia, tam, gdzie faktycznie nie ma już miejsca na wprowadzenie nawet fragmentów zieleni na powierzchni terenu. Natomiast przy wszystkich inwestycjach nowych; zarówno przy realizowanych osiedlach, szkołach, ulicach czy centrach handlowych, w terenie obowiązkowo wprowadzana jest powierzchnia biologicznie czynna. Nadanie powierzchni biologicznie czynnej dodatkowo waloru retencyjnego, przynajmniej w jej części, to moim zdaniem dziś już obowiązek nie wybór. Także istniejące tereny związane z usługami publicznymi, jak szkoły czy szpitale mają najczęściej rozległe tereny zieleni. Bardzo często łatwo w nich znaleźć miejsce na wodę opadową z najbliższych rur spustowych, to kwestia jedynie odpowiednich obliczeń i niewielkich prac ziemnych. Sama prowadzę kilka takich projektów i wiem, że jedyne co nas blokuje to ewentualny brak dobrej woli decydentów, bo środki finansowe można wygenerować nie tylko z licznych unijnych programów dedykowanych realizacji zielonej infrastruktury, ale choćby z oszczędności z pielęgnacji dotąd ciętych intensywnie trawników. Dodatkowo bardzo łatwo można wyliczyć przewagę rozwiązań krajobrazowych zielonej infrastruktury nad rozwiązaniami czysto technicznej, monofunkcyjnej infrastruktury podziemnej.

Możemy porównywać ile nas kosztuje zagospodarowanie każdego m3 wody w zieleni i wyliczyć ile by nas to kosztowało przy rozwiązaniach ‘tradycyjnych’. Już w tym momencie zieleń jest bezkonkurencyjna, bo wielokrotnie tańsza, a dodatkowo w bilansie otrzymujemy atrakcyjne tereny rekreacyjne, których pozytywne funkcje dla miasta możemy dalej wyliczać.

Rozumiem, że te zmiany będą postępować i miasta muszą aktualnie tworzyć strategiczne programy adaptacji do zmian klimatu. Jest to nowa dziedzina – proszę powiedzieć o co w niej chodzi?

- Z tego co wiem Olsztyn, podobnie jak inne miasta powyżej 100 tys. mieszkańców ma stworzony tzw. „Miejski Plan Adaptacji do zmian klimatu” – tak zwany MPA. To doskonałe narzędzie, aby z jednej strony uporządkować proces tworzenia zielonej infrastruktury miasta, a z drugiej, aby uzyskiwać na to finansowanie dedykowane właśnie realizacji MPA. Powinniśmy trzymać się strategii: Nature-Based Solution (NBS), czyli wprowadzać systemowo rozwiązania bazujące na procesach przyrodniczych. Zielona infrastruktura (lub zielono-błękitna lub błękitno-zielona, dla podkreślenia kwestii wodnych w jej tworzeniu) to faktycznie systemowa strategia realizacji pojedynczych NBS, bazująca na założeniu realizacji usług ekosystemowych, czyli korzyści, które przynosi nam przyroda przeliczane na konkretne mierniki: litry, sztuki, ppm, m3, kilogramy i pieniądze! Takie właśnie usługi może świadczyć nam przyroda, jeżeli zbliża się w swej istocie do struktury i funkcji ekosystemu.

Wracając do problemu zalewania miasta. Z mojego wywodu wynika, że na dzień dzisiejszy nie jesteśmy jednoznacznie w stanie przewidzieć, ile maksymalnie deszczu spadnie w danym czasie na dany teren. Jednak nie ma żadnych wątpliwości, że kanalizację deszczową trzeba odciążać! Jest ona niewydolna dzisiaj już często przy deszczach zdarzających się statystycznie praktycznie raz do roku, mimo że w normach taki opad ma status opadu 10-letniego, czyli opadu o wielkości ok 30l/m2. Warto przy tym uświadomić sobie, jakie to ma konsekwencje.

Generalnie w miastach funkcjonują dwa rodzaje kanalizacji: kanalizacja zbiorcza, do której ‘deszczówka’ trafia jako dodatek do kanalizacji sanitarnej oraz kanalizacja rozdzielcza, gdzie spływ wody opadowej i nieczystości komunalne trafiają w dwie oddzielne rury. Najgorsza sytuacja występuje wtedy, kiedy niewydolna staje się kanalizacja zbiorcza – bo nagły spływ wody deszczowej do kanalizacji sanitarnej kończy się wylewaniem ścieków na nasze ulice i do odbiorników końcowych, którymi są najczęściej rzeki i jeziora. Nie wiem jaka struktura kanalizacji jest w Olsztynie, jednak badania potwierdzają, że sama deszczówka spływająca do kanalizacji po okresach dłuższej suszy ma jakość porównywalną ze ściekami sanitarnymi. A wody w kanalizacji deszczowej z założenia się nie oczyszcza w oczyszczalniach. Natomiast dowody mówią, że separatory i osadniki nie są wystarczająco skuteczne. Mówimy o wodzie, która zanim trafi do tych rur jest cennym zasobem, bez którego schnie nam miejska zieleń!

Ważna jest cała zmiana w postrzeganiu zieleni, jaką Pani reprezentuje - bo to jest nowy rodzaj projektów krajobrazu. Zieleń, która nie ma tylko funkcji estetycznej, ale spełnia usługi ekosystemowe. Zieleń pomaga nam w odradzaniu się miasta po epoce modernizmu, a potem kapitalizmu. Teraz jest na to czas i widmo katastrofy klimatycznej wszystkich do tego mobilizuje.

- To modernizm sprawił, że oddzieliliśmy się od zieleni. Sprowadziliśmy zieleń do estetyki a nawet krawężnika. Do gładkiej, zielonej płaszczyzny w kompozycji przestrzennej oddzielającej z założenia od siebie inne strefy funkcjonalne miasta. Przycinamy monokulturowy trawnik, żeby było ‘ładniej’ odbierając mu możliwość świadczenia usług ekosystemowych. Tu każda stokrotka i mniszek są wrogiem, o krecie czy mrówkach nie wspominając. Paradoksalnie najpierw osuszamy teren pod trawnik siecią drenów a potem wylewamy na niego metry sześcienne wody tygodniowo (z moich badań wynika, że to nawet 1,5-2 m3 wody na 600-800 m2 trawnika podlewanego 3-4 razy w tygodniu).

Zabudowujemy szczelnie miasta, utrudniając roślinom życie. Multiplikujemy koszty sadząc drzewa bez miejsca dla korzeni, bez żywej gleby i dostępu do wody. Potem drzewa i trawniki są nawadniane ręcznie z beczkowozów. Rozwiązaniem jest od razu zostawić wodę opadową w zieleni. Ekologicznie i zdecydowanie taniej. Często obliczamy takie zestawienia finansowe przy naszych projektach.

W Olsztynie pisaliśmy ostatnio, że sadzone jest 2800 nowych drzew, pokazywaliśmy takie dziury rozszczelniające chodniki przygotowane dla drzew. Pamiętam już 10 lat temu jak pracowałam w Ratuszu, Ogrodnik Miejska Tekla Żurkowska poszukiwała miejsc na nasadzenia. I było jej trudno wśród gęstych sieci te miejsca znaleźć, mimo szczerych chęci władz miasta, aby jak najwięcej drzew sadzić.

- Sadzenie w śródmieściu jest trudne, bo drzewa są z założenia kolizją z siecią podziemnej infrastruktury. Powszechny jest pogląd, że drzewa wręcz niszczą sieci. To oczywiście niesprawiedliwe uproszczenie i co najmniej nie do końca prawda. Znam tysiące przykładów drzew zniszczonych przez prace w sieciach i maksymalnie kilka zdjęć korzeni drzew, które przeniknęły przez betonową rurę do starej sieci kanalizacji deszczowej – jednak nadal nie uniemożliwiały jej funkcjonowania. Nie znam natomiast ani jednego przypadku, kiedy to drzewo zniszczyło bezpowrotnie sieć. Owszem, jeżeli nie ma zupełnie miejsca dla korzeni, to gdzieś będą one szukały jakiejkolwiek słabości w betonach naszych dróg, chodników, a nawet fundamentach - bo system korzeniowy drzewa, aby je wyżywić, potrzebuje przestrzeni. Według badań dendrologów i gleboznawców drzewo do swojego prawidłowego i zdrowego wzrostu powinno mieć dostęp do 10 m3 gleby lub jej substratu. Co ważne ta gleba musi być glebą, a nie kruszywem, byle jakim czy gruzem w formie sypkiej bez żadnego życia. Tu kluczowe są także zwierzęta glebowe - mikro i makroorganizmy, które w glebie prowadzą intensywną pracę nad rozkładem materii organicznej, produkując mnóstwo niezbędnych roślinom substancji i mikroelementów. Drzewo następnie pobiera je ze zdrowej gleby w postaci roztworu w wodzie – czyli tzw. wody glebowej. Samo podlewanie bezrefleksyjne drzew nie wystarcza im do życia!

Dlatego też takie drzewka ‘w doniczkach’ – niezależnie czy to faktycznie donice, czy zabetonowane dziury w ziemi - podlewane systemem kropelkowym to jak pacjenci na OIOM-ie utrzymywani na kroplówkach. Bez "dobrych bakterii" drzewo jest jak człowiek po antybiotyku – próbuje przetrwać w wysterylizowanym środowisku, ale to życie krótkie i pełne chorób. Dlatego, jeśli drzewa mają tylko mały dostęp do wody a gleba nie ma prawidłowej struktury gruzełkowanej z miejscem na powietrze i wodę i z całą masą stworzeń budujących strukturę próchnicy nie ma mowy o prawidłowej i zdrowej zielni miejskiej! Co kluczowe, takie przygotowanie gleby też się opłaca w kontekście zbierania nadmiaru wody, bo taka żywa gleba jest w stanie na 1 ha, przyjąć 160 m3 wody! A dodatkowo akumuluje w warstwie próchnicy węgiel co jest także kluczowe w procesie redukcji miejskich emisji gazów cieplarnianych.

Czyli projekty rozszczelniania to dobry kierunek? Jak to powinno wyglądać?

- Rozszczelnienie miasta jest dobre, ale musi być zrobione mądrze, bo samo wpuszczenie wody z jezdni przez plastikową kratkę lub ażurowy beton pod samochodami może być groźne przyrodniczo: wiąże się z potencjalnym zanieczyszczeniem gleby i wód gruntowych. Taką wodę trzeba najpierw podczyścić. W naturalnych ekosystemach dzieje się to w trakcie przesączania przez zdrową glebę, gdzie dzieje się to względnie powoli filtrując wodę przez rozdrobnione skały struktury gleby oraz przy udziale mikroorganizmów glebowych. Dlatego jestem przekonana, że zamiast przyspieszać wsiąkanie potencjalnie zanieczyszczonej wody z parkingów i dróg, bezpieczniej przekierować ją w stronę w zieleni retencyjnej o funkcjonalności zielonych filtrów roślinnych. Taka, właściwie zaprojektowana zielona infrastruktura oparta o rozwiązania NBS poradzi sobie z substancjami ropopochodnymi i innymi zanieczyszczeniami. Jak już wspomniałam wcześniej, w klasycznym drogownictwie stosuje się w takich sytuacjach separatory szkodliwych substancji, jednak są one obowiązkowe dopiero przy kumulowaniu spływu wody z terenu ponad 1000m2. Ja projektując wolę dzielić mikrozlewnie takich filtrów roślinnych na jeszcze mniejsze powierzchnie – dzięki temu nie tylko nie kumuluje zanieczyszczeń usprawniając pracę zielonych filtrów lecz także zmniejszam duże powierzchnie uszczelnień, generujących miejskie wyspy ciepła. Ponadto dzieląc spływ na mniejsze zlewnie zagospodarowuję wodę praktycznie in situ i ze względu na niewielką powierzchnię nie potrzebuje pozwolenia wodno-prawnego – szczególnie jak nadmiar trafia już, podczyszczony i znacznie zredukowany do sieci. Specjaliści są w stanie obliczyć, ile wody jest w stanie przyjąć zieleń retencyjna a form krajobrazowych jakie z tego uzyskamy też jest bardzo wiele. /zdjęcia takich rozwiązań z portfolio Joanny Rayss prezentujemy w niniejszym artykule/

Najprostsze formy takiej zieleni retencyjnej to łąki kwietne obsiane mieszanką łąki zmiennowilgotnej lub trzciną. W przypadku większych zlewni projektujemy większe otwarte zbiorniki retencyjne, z częścią nieosuszaną -dla zwiększenia bioróżnorodności. Królują tu oprócz trzciny i manny mielec, znanych z najpospolitszych szuwarów, także wierzby i zarośla olszowe. W tym wszystkim chodzi o to, żeby zacząć traktować zieleń, drzewa i wodę - jako infrastrukturę miejską, mając ten wielki, dodatkowy efekt w postaci wartościowych terenów zieleni dla mieszkańców.

W Olsztynie, jeden deweloper chwalił nam się, że z nadmierną wodą opadową poradził sobie budując zbiorniki retencyjne pod swoimi budynkami. Czy to jest dobry pomysł?

- Nie jest to dobry pomysł z dwóch podstawowych powodów – bezpieczeństwa mieszkańców i całej zabudowy, oraz z powodów ekonomicznych. Kwestia bezpieczeństwa bierze się z faktu, o którym mówiłam wcześniej – nie jesteśmy w stanie przewidzieć maksymalnego możliwego opadu. Co stanie się z takim budynkiem jak spadnie na niego opad 2-krotnie większy niż przyjęli projektanci? Zbiornik pod garażem się przepełni i co dalej…? Zalana zostanie piwnica, a może i woda zostanie w rurach i co dalej…moim zdaniem najbezpieczniej jest maksymalnie szybko pozbyć się takiej wody z budynku i jak najszybciej odprowadzić ją od niego. Kwestia ekonomiczna - po prostu znacznie taniej i efektywniej jest zorganizować zieleń retencyjną wokół osiedla. Według mojej wiedzy koszt zbiornika podziemnego to ok. 1800 – 2500 zł za zmagazynowanie 1m3 wody. Natomiast koszty zrealizowania zieleni retencyjnej, takiej najprostszej jak zmienno-wilgotna łąka kwietna zaczynają się od 200-300 zł/ m3 zmagazynowanej tam wody. Pytanie dodatkowe co się dzieje dalej z wodą z tych podziemnych zbiorników, bo koszty, które podałam to jedynie koszt samych zbiorników. Czy woda przelewana jest do kanalizacji? Jak tak to cała, czy jedynie nadmiar? Jak cała, to ostatecznie nie możemy mówić o retencji tylko o czasowym przetrzymywaniu wody opadowej, czyli tzw. kryzowaniu odpływu. Jak jedynie nadmiar, to zbiornik raz się wypełni i już nie będzie więcej spełniał swojej funkcji. Jak jest bezodpływowy, to jest to sytuacja najgorsza. Jeżeli służy do podlewania zieleni to jakoś będzie generowana strata w takim zbiorniku, ale do kosztów doliczyć trzeba jeszcze koszty całej instalacji. Jak zbiornik jest po prostu bezodpływowy bez instalacji do podlewania to prawdziwa tragedia, bo trzeba go jakoś opróżniać. Jak i kiedy? Tak czy inaczej - globalnie się to nie opłaca, bo za porównywalne a nawet dużo niższe pieniądze można zrealizować piękny park z zielenią retencyjną dla mieszkańców zamiast potencjalnej groźby basenu w piwnicach z wątpliwej jakości wodą. Za tymi wielkimi betonowymi konstrukcjami stoi lobby, które po prostu sprzedaje takie produkty, za roślinami i ekosystemem żadne lobby nie stoi, a są one najlepszym dla człowieka rozwiązaniem w mieście.

Widziałam ostatnio, że projektujecie dla szkół? Świetny temat, bardzo nowatorski, proszę coś podpowiedzieć naszym olsztyńskim dyrektorom szkół.

- Takie mini ekosystemy zbierające wodę tworzymy np. w Piasecznie, dla 3 szkół. Jest to pilotażowy projekt finansowany z tzw. funduszy norweskich – Turkusowa Planeta. Pracujemy tu jako podwykonawca – projektant dla generalnego wykonawcy projektu. Trochę już dzisiaj o tym mówiłam – szkoły mają często olbrzymie tereny wokół budynków, które są wykorzystane na infrastrukturę sportową i coraz więcej na parkingi dla nauczycieli oraz uczniów. Jednak nadal sporo tam miejsca na realizację mini ekosystemów zagospodarowujących wodę opadową. Obliczeniowo potrzebujemy przeciętnie 10m2 zielni retencyjnej o średniej głębokości 30 cm na obliczeniowy spływ wody ze 100m2 uszczelnienia. To nie jest dużo. Nie muszę chyba mówić tutaj o dodatkowych korzyściach edukacyjnych i rekreacyjnych takich rozwiązań i o kształtowaniu właściwych postaw od przedszkola/ szkoły w naszym społeczeństwie! To na prawdę takie proste i piękne zarazem. W taki właśnie sposób Zielona infrastruktura zbliża się do ekosystemu - czyli tworząc taki naturalny, bogaty świat przyrody w mieście nie gdzieś na zewnątrz – obok.

W sumie idealna wizja dla Miasta Ogrodu jakim jest Olsztyn z promocyjnej nazwy. Skoro to takie proste to co jest problemem?

- Z mojej obserwacji wynika, że problemem przede wszystkim jest sama nowość takiego podejścia do projektowania. Dodatkowo w procesie budowlanym jesteśmy przyzwyczajeni, do budowania skończonych obiektów i odbiorów zakończonej inwestycji. Deweloperzy muszą osiągnąć efekt ‘wow’ przy oddaniu inwestycji. A ekosystem zaczyna swój rozwój dopiero kiedy go zaszczepiamy na danym terenie i potrzebuje czasu, aby dać pełny efekt.

Ekosystem to proces nie obiekt. Mamy problem z projektowaniem procesów w budownictwie. Dlatego na przykład dobrą zieleń z rozwiązaniami z zakresu NBS i Zielonej infrastruktury realizują deweloperzy stabilni, którzy nie uciekają z rynku po zakończonej inwestycji. Tacy, którzy są w stanie inwestować długookresowo w swój wizerunek budują z czasem wartość swoich nieruchomości i to sprzedają klientom. Inwestycja w zieleń - to jak inwestycja w las, potrzebne jest długoterminowe myślenie.

Na koniec, co by pani poradziła Olsztynowi w kwestii podtopień i retencji wody?

- Przede wszystkim pochyliłabym się na wdrożenia kompatybilne ze wspomnianym już olsztyńskim MPA. Sama jestem fanką małych kroków i nawet w swojej dysertacji doktorskiej polecałam tzw. oddolną metodę wdrażania rozwiązań z zakresu zielonej infrastruktury. Dlatego polecam zacząć od kilku projektów pilotażowych z zaangażowaniem lokalnej społeczności – rad dzielnic, spółdzielni, szkół czy NGOsów - opartych o rozwiązania z zakresu powierzchniowej retencji miejskiej – SPRiM – czyli elementów zielonej infrastruktury z zielenią retencyjną. Warto wybrać na te pilotaże rozwiązania w różnej skali – od pojedynczych ogrodów deszczowych, przez rozwiązania w kwartale zabudowy po skalę osiedla lub dzielnicy albo całego kompleksu szkolnego na przykład. Robicie to już w ogrodach deszczowych na „Podwórkach z natury” jednak bez wyznaczania konkretnych celów z szacowaniem zyskanych wielkości i wartości usług ekosystemowych. Docelowo powinno to być powiązane z celami redukcji ryzyka powodziowego w konkretnych rejonach miasta, więc pilotaże powinny potencjalnie się to dobrze wpisywać. Warto także pochylić się w stronę dzielnic, gdzie aktualnie problem już jest największy np. w starych dzielnicach jak Zatorze, gdzie stara kanalizacja i tak wymagałaby remontu, można wyciągać kanalizację deszczową na powierzchnię, tworząc takie zielone bypassy chłonne – takie projekty robiłam pracując jeszcze w gdańskiej spółce komunalnej Gdańskie Wody. Oczywiście punktowe działania przy szkołach, promocja pozytywnych działań, pozwoli z czasem przełożyć to w konkretne wytyczne dla inwestorów tworząc efekt kuli śnieżnej. To miasto powinno stworzyć modę na retencję zaczynając od siebie. Wtedy dopiero rekomendowałabym nakazy dla prywatnych inwestorów. W Gdańsku zajęło nam to ok. 2 lat. Aktualnie warunki techniczne i miejska polityka retencyjna wprowadzona zarządzeniem Prezydenta wymagają udowodnienia, że w inwestycji jest miejsce w zieleni na spływ objętości wody opadowej w wielkości 30l/m2 każdego uszczelnienia. Nadmiar może trafiać do kanalizacji deszczowej. Natomiast kiedy zagospodarowywana jest woda na własnej działce ilość ta zwiększa się dwukrotnie – bo trzeba przygotować się na opad o niższym prawdopodobieństwie wystąpienia, czyli aż 60 l na m2. Co kluczowe - jest to weryfikowane w procedurze pozwolenia na budowę i dotyczy inwestycji miejskich, prywatnych a nawet drogowych!

A dachy zielone, czy też zbierają wodę i są narzędziem retencji?

- Oczywiście, dachy zielone tworzy się zazwyczaj aby spełnić warunek powierzchni biologicznie czynnej (tzw PBC) na działce - powierzchnia zieleni na stropodachu liczy się w prawdzie jedynie w 50% do bilansu PBC, lecz to już coś w przypadku zabudowy całej działki, co zdarza się coraz częściej w centrach miast. Na dachach możemy projektować natomiast faktycznie tak samo jak na gruncie z punktu widzenia pojemności retencyjnej. Tutaj to pojemność jest najważniejsza, a tę możemy wyliczyć ze specyfikacji materiałowych i dostosować do konkretnych rozwiązań technicznych i potrzeb projektowanej roślinności. Znam nawet przykłady sztucznych mokradeł na zielonych dachach, więc ograniczenia są jedynie w finansach i głowach projektantów i inwestorów!

Reasumując - aby odebrać nadmiary wody i przechować ją na dłuższy czas dla roślinności, musimy stworzyć cały system drobnych działań połączonych docelowo w system. Zielona infrastruktura i oparte na NBS Systemy Powierzchniowej Retencji miejskiej, które projektuję są z założenia nastawione na takie łączenie – to faktycznie puzzle, które do siebie doskonale pasują. Takie rozwiązania są nie tylko tańsze – to podstawowe narzędzie wieloaspektowej adaptacji do zmian klimatu oraz ich mitygacji. To nieunikniona, ale i niezmiernie korzystna przyszłość naszych miast, transformująca je w prawdziwe ekosystemy. Warto zacząć ją już od dziś, bo inaczej nasze jutro może już nie nadejść…

 

Komentarze (3)

Dodaj swój komentarz

  • Karol Marks 2023-09-11 08:06:22 178.42.*.*
    Walka z klimatem zaostrza się w miarę postępu.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 2 1
  • mulba 2023-09-11 07:12:35 88.156.*.*
    Miasto powinno zatrudnić projektanta lub realizować inny program wsparcia mieszkańców indywidualnych, wspólnot, spółdzielni w zakresie projektowania małej retencji przy ich domach. Wsparcie merytoryczne jest najważniejsze a za nim powinno pójść finansowe. Bez małej retencji nasze miasto zbrzydnie i uschnie. Upały i susze w następnych latach są najbardziej prawdobodobne. A jeziora wysychają z racji gwałtownej zmiany podziemnych stosunków wodnych np. w wyniku intensywnej działalności wydobywczej czy nadmiernego niekontrolowanego obszarowego poboru wody przez rolnictwo i przemysł. Polska ma problem z regulacjami prawnymi, zbieraniem danych i analizą, wydawaniem pozwoleń wodnoprawnych, ich kontrolą i egzekwowaniem, stawiając na pierwszym miejscu przemysł i rolnictwo a nie środowisko!
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 5 0
  • Zi0m 2023-09-10 20:39:07 195.191.*.*
    Z jednej strony nadmiar wody ratunku a za chwilę "jeziora wysychają" - to jak w końcu jest? A może budujecie zbiorniki retencyjne przez co woda nie wpada do jezior a te wysychają, co?
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 0 2

www.autoczescionline24.pl