Z osiedla Mlecznego do Kortowa codziennie wędrują w jedną i drugą stronę setki ludzi. Od roku jest już nieco lepiej, bo zrobiono chodnik między kościołem a stacją paliw, na skraju dawnego, osuszonego Jeziora Płocidugi, ale asfaltowy chodnik wzdłuż Warszawskiej często zalany jest kałużami tak, że nie można przejść. Woda w asfalt nie wsiąka (prawa fizyki są nieubłagane), a sam chodnik jest od lat źle wyprofilowany. Omijając kałuże wpada się w błoto, które kiedyś było trawnikiem. Dla urozmaicenia, przejeżdżające samochody ochlapią brudną wodą z jezdni. No, ale przecież niecodziennie u nas pada i w ciepłą i suchą podogę jest całkiem sympatycznie...
Można wybrać inną drogę, przez groblę na osuszonym jeziorku. Ale kiedy ponad pół roku temu podniósł się poziom wody, w miejscu sympatycznej ścieżki pojawiły się "taplary". A że szlak dla ludzi jest ważny, to radzą sobie jak mogą. Ten przyniesie starą płytę chodnikową, tamten drzwi, inny wersalkę. Ostatnie zimowe tygodnie były dobre, bo wszystko zamarzło. Ale dzisiaj już widać wiosnę i ścieżka tuż obok wielkiej buspasowej inwestycji za 30 milionów staje się ponownie nie do przejścia. Po co kosztowne inwestycje, gdy brakuje w zasadzie nic nie kosztujących, a potrzebnych usprawnień dla mieszkańców Olsztyna?
Nie zamierzam narzekać lecz postawić pytanie: dlaczego konsultacje społeczne nie przynoszą dobrych rezultatów? Dlaczego nie służą zdiagnozowaniu problemów i uwzględnieniu potrzeb mieszkańców przy inwestycjach? Czy są robione tylko po to, żeby były?
Z całą pewnością w ostatnich latach odnieśliśmy duży sukces w popularyzacji wiedzy, ale pewne dziedziny bez wątpienia zostały zapomniane i leżą odłogiem. Szerokiego upowszechniania wymagają: ekonomia i socjologia. Jeśli nie rozumie się funkcjonowania miasta, nie rozumie się rozwoju zrównoważonego, czy nie rozumie się socjologicznych aspektów funkcjonowania społeczności, wtedy ani konsultacje nie są skuteczne, ani inwestycje nie są trafione.
Tekst pochodzi z Bloga Profesorskie Gadanie
Komentarze (3)
Dodaj swój komentarz