Wszystko zaczęło się bardzo obiecująco. – Odziedziczyliśmy po zmarłych dziadkach kawałek ziemi i oto otworzyły się przed nami wrota raju – opowiada pani Agnieszka Pawełkiewicz. Jej pasją jest pszczelarstwo i teraz nareszcie miała gdzie założyć porządną pasiekę. A kiedy już zbuduje się nowe ule i zainstaluje w nich pszczele rodziny, to i samemu przydałoby się zamieszkać gdzieś obok. – Dom po dziadkach, stary i lekko zrujnowany, nie nadawał się już do zamieszkania a koszty jego remontu byłyby znacznie większe, niż koszt budowy nowego obiektu mieszkalnego – kontynuuje pani Agnieszka. – Kazaliśmy więc tę starą ruderę rozebrać i postawić w tym miejscu nowoczesny dom, dobrze zabezpieczony od wilgoci i mrozu, i łatwy dzięki temu do ogrzania zimą. Zaraz mieliśmy też sprzedać dotychczasowe mieszkanie w Olsztynie i przenieść się na wymarzone łono natury.
Wszystko odbyło się oczywiście zgodnie z procedurami przepisanymi prawem. Najpierw inwestorzy uzyskali odpowiednie pozwolenie na budowę, potem ją przeprowadzili zgodnie z decyzją o warunkach zabudowy i pozostał im już tylko do załatwienia odbiór gotowego obiektu przez inspektora Nadzoru Budowlanego. Tylko, czy aż? Okazało się bowiem, że inspektor nie może podpisać dokumentu odbioru z powodu braku drogi dojazdowej do nowego obiektu. Ktoś powiedziałby, że można przecież zaparkować samochód na polu i dojść tych paręset metrów piechotą. Jednak, zgodnie z przepisami, droga prowadząca do budynku musi być absolutnie przejezdna - choćby dla straży pożarnej czy pogotowia ratunkowego.
Ach, droga dojazdowa. Jest ona przecież zaznaczona na planie geodezyjnym i wystarczy ją tylko udrożnić, by zniknęły ostatnie przeszkody stojące na drodze do zamieszkania w domu marzeń – zbudowanym zresztą za własne, ciężko zarobione pieniądze. – Poprosiliśmy gminę Biskupiec, by przywróciła nam tę drogę, obecnie zupełnie nieprzejezdną, a gmina na to, że nie ma pieniędzy na kładzenie nam tu asfaltu – relacjonuje niedoszła mieszkanka posesji na podbiskupieckiej kolonii Rzeck. I dodaje, że ona przecież nie chciała żadnego asfaltu. Prosiła tylko o wyrównanie dziur w nawierzchni drogi i zasypanie ich jakimś żwirem, żeby dało się przejechać. Wtedy gmina wysypała na drodze wywrotkę piasku. Ale piasek, jak to piasek - po kilku deszczach spłynął w bok na pole i tyle go widziano. Dojazdu do nowego domu nadal więc nie ma. A kiedy nie ma dojazdu, to inspektor nadzoru nie może odebrać gotowej inwestycji, w związku z czym nie można w takim obiekcie zamieszkać. I błędne koło się zamyka.
Pechowi inwestorzy ślą do gminy kolejne pisma, są gotowi nawet pokryć część kosztów zrewitalizowania gminnej drogi prowadzącej do ich nowego domu – byle wreszcie stało się możliwe zamieszkanie w nim. Opór „materii urzędowej” jest jednak przeszkodą nie do przebicia.
– Gdybyż tylko wyłącznie lekceważyli nasze kolejne pisma - kontynuuje swoją opowieść pani Agnieszka. – Oni opublikowali je do tego na stronie gminy, nie zacierając przy tym widniejących tam naszych danych osobowych. Zawiadomiliśmy więc prokuraturę i złożyliśmy skargę do GIODO. Jednak prokuratura w Biskupcu umorzyła postępowanie w sprawie nieuprawnionego ujawnienia danych osobowych a GIODO wciąż tę sprawę rozpatruje. Już od roku.
A to przecież nie koniec „przygód” państwa Pawełkiewiczów. Oto któregoś dnia pojawił się na ich posesji nieznany im samochód z którego wysiadł nieznany im mężczyzna i zaczął bezceremonialnie fotografować posesję oraz jej właścicieli. – Zanim udało mi się odejść od pszczół i podejść do niego, żeby zapytać, co tu robi, mężczyzna wsiadł po prostu do samochodu i odjechał. Na szczęście kamery monitoringu uchwyciły niezapowiedzianego gościa i pani Agnieszka opublikowała jego zdjęcia na swoim Facebooku pytając znajomych, czy wiedzą, kto to jest. Okazało się wtedy, że pracuje on w biskupieckiej straży miejskiej. I do tego stopnia poczuł się zagrożony poszukiwaniami swojej osoby na portalu społecznościowym, że złożył skargę na policji. I oto, „ni z gruchy, ni z pietruchy” (żeby utrzymać się w klimacie ludowych przysłów) pojawił się na posesji Pawełkiewiczów policyjny radiowóz. – Policjant wezwał mnie na przesłuchanie do komendy w Biskupcu. Kiedy zapytaliśmy, jakim prawem narusza nasz mir domowy i dlaczego nie można wysłać tego wezwania po prostu pocztą, nie zechciał odpowiedzieć i po prostu odjechał do miasta. Pani Agnieszka odbiera to jako kolejną próbę szykanowania obywateli, którzy śmią kwestionować decyzje władzy.
Nie mogąc dojść do ładu z burmistrzem i jego urzędnikami spróbowali Pawełkiewiczowie zainteresować tematem Komisję Rewizyjną Rady Gminy Biskupiec. W odpowiedzi przewodnicząca komisji napisała, że przecież droga dojazdowa do posesji Pawełkiewiczów jest, o co więc im chodzi? – Napisałam wtedy do tej pani, że zapraszam ją do siebie na kawę. I jeżeli przejedzie swoim samochodem bez problemu drogą gminną - a nie po polach sąsiadów i po naszym, to wtedy ja wycofam wszelkie skargi i jeszcze ich publicznie przeproszę. Jeżeli jednak nie przejedzie, to liczę wtedy, że zechce pomóc mi załatwić tę sprawę do końca. Jednak pani przewodnicząca nie odpowiedziała na to miłe zaproszenie i sprawa nadal „wisi w powietrzu”.
Wtedy pani Agnieszka zwróciła się do naszej redakcji z prośbą o pomoc w załatwieniu tej – wydawałoby się – pozornie dosyć prostej i oczywistej sprawy. Korzystając z poczty e-mail poprosiliśmy Sekretarza Gminy Biskupiec, panią Magdalenę Karpińską, o wyjaśnienie powodów opisanych wyżej kłopotów państwa Pawełkiewicz. Pani sekretarz odpisała po kilku dniach, że nie widzi tutaj żadnego problemu:
Szanowny Panie Redaktorze, sprawa o której Pan pisze wielokrotnie była podejmowana na Sesjach Rady Miejskiej, była także wielokrotnie wyjaśniana - jednakże Państwo Pawełkiewicz najwyraźniej tych wyjaśnień nie rozumieją i nie przyjmują. Opisana sprawa była także przedmiotem zaskarżenia skierowanego przez Państwa Pawełkiewicz do Wojewody Warmińsko-Mazurskiego, który podtrzymał nasze stanowisko. Tym samym nie widzimy nic medialnego w opisywanej przez Pana sprawie.
To twierdzenie pozostaje w sprzeczności z przysłanym do naszej redakcji skanem skierowanego do Krzysztofa Pawełkiewicza pisma z 28 października 2021, podpisanego przez Elżbietę Sobańską, dyrektora w Wydziale Prawnym i Nadzoru Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie. Czytamy tam, iż skargę na Radę Miejską w Biskupcu należy uznać za zasadną, ponieważ „nie dopełniła [ona] obowiązku wyjaśnienia rzeczywistego zamiaru osoby wnoszącej podanie”, a „o treści żądania strony nie decyduje nie decyduje tytuł pisma (zażalenie) ale istotna jest treść tego pisma”. Podsumowując, wojewoda warmińsko-mazurski uznał, iż Rada Miejska w Biskupcu „była właściwa (…) do rozpoznania skargi na nieudzielenie przez Burmistrza Biskupca odpowiedzi na pismo z dnia 7 października 2020”.
Czas zatem mija, nowy dom nadal stoi niezamieszkany i co tu jeszcze można zrobić w tej sprawie?
Komentując całą sytuację nie kryje Agnieszka Pawełkiewicz ironii: – Ja wiem że urzędnicy biskupieccy uczą się i tylko to jest w tej całej sprawie pocieszające. Bo wiedzą już, co to jest KPA oraz w jakim czasie odpowiada się obywatelowi na jego pisma. Nauczyli się już także, co to jest RODO i i jak stosować jego przepisy. Choć nadal mają tu pewien problem, bo wciąż odpisują wyłącznie co do zasady – czyli żeby była jakakolwiek odpowiedź, a nie co do treści – czyli żeby ta odpowiedź dotyczyła meritum sprawy poruszanej przez skarżącego się obywatela. Może jednak do zakończenia naszej sprawy także te przeszkody nareszcie znikną…
Redakcja portalu Olsztyn.com.pl zwróciła się także do policji z prośbą o wyjaśnienie, czy będący na służbie policjant ma prawo tak sobie po prostu wjechać na czyjś teren i czy rzeczywiście jest przyjętą praktyką osobiste wręczanie obywatelowi wezwania na przesłuchanie. Na odpowiedź wciąż na razie czekamy.
– Jak tak dalej pójdzie, to ten nowy dom ulegnie w końcu dekapitalizacji i trzeba będzie go rozebrać. Tylko kto pokryje wtedy koszty? Ostatecznie wychodzi teraz na to, że to my jesteśmy jakimiś roszczeniowymi awanturnikami, którzy śmią upominać się o swoje prawa – podsumowuje pani Agnieszka sytuację swojej rodziny. Żeby było jeszcze zabawniej, ich sąsiedzi są także zdegustowani – ale wcale nie postawą biskupieckich urzędników, tylko właśnie walką państwa Pawełkiewiczów o swoje prawa.
Komentarz od autora
Absurd tej sytuacji sięga zenitu. Urzędnicy powołani do obsługi obywatela i utrzymywani z podatków przez tego obywatela płaconych stają się niedostępną Wysoką Instancją, która ma tego obywatela w … głębokim poważaniu. To jak w starym dowcipie: „Nie mamy pana płaszcza, i co nam pan zrobisz?!”
Łukasz Czarnecki-Pacyński
Komentarze (42)
Dodaj swój komentarz