Pierwszym akcentem tego najważniejszego chrześcijańskiego święta w niektórych parafiach warmińskich było budzenie wsi na Rezurekcję przez kapelę ludową. O takim zachowanym zwyczaju w podolsztyńskich Butrynach wspomina Maria Zientara-Malewska: „o świcie zbierała się kapela ludowa za wsią na wzgórzu zwanym „Kopelin”. Stąd wyruszali i szli przez wieś grając prastarą pieś wielkanocną: Chrystus zmartwychwstan jest!”.
Po każdej odśpiewanej zwrotce ludzie wołali: „Wstańcie, Pana Boga Chwalcie, bo Pan Chrystus zmarwychwstał!”.
Ci co się pobudzili dołączali do kapeli i tak gromadnie, ze śpiewem i wołaniem szli do kościoła.
Ciekawym zwyczajem świątecznym praktykowanym na Warmii była obserwacja słońca, które miało skakać z radości nad cudem zmartwychwstania i na którym podobno można było dojrzeć baranka wielkanocnego.
Żur do lasa – mniaso do wsi
Michał Lengowski wspominał, że słyszał od rodziców, że o wschodzie słońca w pierwsze święto Wielkanocne był zwyczaj wołania: Żur do lasa – mniaso do wsi! – tak wszyscy byli spragnieni sytych i tłustych świątecznych potraw. Po Rezurekcji wszyscy więc śpieszyli do domów na wielkanocne śniadanie.
Nie było na Warmii w początkach XX wieku jednej tradycji dotyczącej dań, które powinny się znaleźć na świątecznym stole. Poza obowiązkowymi jajkami i kuchem w niektórych domach warmińskich spożywano dość skromne śniadanie, składające się przede wszystkim z chleba z masłem (świąteczne masło formowano często w postać baranka) i twarogu. Jednak Edward Cyfus wspomina, że na świątecznym stole w czasach jego dzieciństwa nie brakowało wędlin, sałatek, podawano również kakao dla dzieci i „prawdziwą” kawę (na co dzień pito kawę zbożową) dla dorosłych.
Najważniejszym symbolem świąt były jajka. Jedzono je w dużej ilości. Świadkowie tych czasów wspominają popularne wówczas zakłady o to, kto zje najwięcej (kopę) jaj, a także zawody w biciu jajek - kto rozbił jajko współbiesiadnika zabierał je, a wygrywał ten, kto zebrał ich najwięcej.
Na Warmii tamtych lat nie był znany zwyczaj dzielenia się święconym jajkiem podczas świątecznego śniadania.
Po śniadania dzieci rozpoczynały w ogrodzie poszukiwania prezentów, które przynosił wielkanocny zajączek. Dorośli wczesnym rankiem ukrywali w różnych miejscach specjalnie uformowane gniazdka, do których wkładano najczęściej słodycze (np. słynne królewieckie marcepany) i jajka.
Smagu jajka i kołacze
Drugi i trzeci dzień Wielkanocy były na Warmii tradycyjnymi dniami odwiedzania rodziny sąsiadów i przyjaciół. Towarzyszył temu ciekawe, charakterystyczne dla Prus zwyczaje. W poniedziałek wielkanocny już wczesnym rankiem wychodziły małe grupki młodych do krewnych sąsiadów i do dobrze znajomych rodzin po smaganiu. Starano się zastać domowników w łóżkach by wysmagać ich przygotowanymi wcześniej brzozowymi zitkami lub gałązką kadyka (jałowca). Dorosła młodzież męska już w środku nocy starała się wejść do izb, w których spały młode panny (rodzice celowo nie zamykali chałup), żeby je wysmagać kadykiem po gołych nogach Panny podobno odwzajemniały się tym samym kawalerom spotkanym na ulicy w trzecie święto (wtorek po Wielkanocy).
Smaganie było obowiązkiem i honorem, smagali się więc wszyscy domownicy, sąsiedzi, starzy u młodzi. Smagających obdarowywano jajkami, kuchą i pieniędzmi. Młodzież za zebrane ze smagania pieniądze urządzała zabawę.
Gaik-maik i chodzenie z kurkiem
W 1827 roku w Kurierze Warszawskim zamieszczono notatkę o obrzędzie spotykanym wówczas na Warmii: „Naprzód dziewczęta niosące przed sobą, wierzchołek młodej sosny przystrojony różnemi błyskotkami, wchodzą po kolei do domów, nucą stosowne piosnki i zbierają podarunki. Potem mężczyźni dorośli z Kogutkiem, pokazując różne zabawy odbierają nagrody w żywności przygotowanej na święta. Wieczorem łączą się kompanie kobiet i mężczyzn i wyprawują tańce”.
Ten stary zwyczaj notowała na Warmii jeszcze Anna Szyfer w drugiej połowie XX wieku.
Komentarze (5)
Dodaj swój komentarz