Skoro walentynki* czyli dzień miłości i św. Walentego (patrona zakochanych i umysłowo chorych) to obowiązkowa, romantyczna randka. Najlepiej z żoną. Własną żoną :). Olsztyńskie Stare Miasto, zachowujące średniowieczny układ ulic i trochę zabytków, kusi na takie romantyczne spacery z konsumpcją. Konsumpcją duchową i cielesną.
Walentynki na Starówce rozczarowują. Ale nie z powodu żony, tylko niezbyt atrakcyjnego otoczenia. Przechodziliśmy obok Starego Ratusza, jakieś pół godziny przed zapowiedzianą akcją kilku NGO w sprawie petycji o zamknięciu Starówki dla samochodów. W zasadzie widok jak zazwyczaj. Parkujące samochody w miejscu niedozwolonym, zastawiające przejście pieszym. Najzabawniejsze, że na samochodzie była nalepka "Kocham Olsztyn". No cóż, bywają i toksyczne miłości... Nieco dalej stał samochodowy patrol policji. Nie zauważyłem interwencji, wlepienia mandatu czy choćby tylko pouczenia. Czyli urzędowa i instytucjonalna aprobata dla łamania prawa i "toksycznej" miłości.
Szukając przytulnego i "klimatycznego" miejsca na walentynkowy i randkowy posiłek, zeszliśmy w boczne uliczki. Widok jak na obrazku, chodniki całkowicie zastawione przez parkujące samochody. Dla pieszych pozostają tylko ulice. Kostka może i ładna, ale całkowicie nie nadaje się dla damskich szpilek (fleki zostają między kamieniami). Z tego właśnie względu latem omijam ze znajomymi ul. Okopową. Równe chodnikowe płytki granitowe zastawione są samochodami, panie muszą niszczyć buty na ulicznym bruku. Na dodatek piękne płyty chodnikowe są już poniszczone (popękały) przez parkujące samochody. Duży wydatek finansowy na odnowienie nawierzchni całkowicie zmarnowany... bo chodnik służy samochodom. Albo projekt zły (bo chodnik powinien być po środku) albo wykorzystanie niezgodne z przeznaczeniem (chodnik to nie parking). Ratuszowe marnowanie publicznych pieniędzy... i komptenta niewiedza w zakresie funkcjonownia miasta jako przestrzeni publicznej.
Samochodów na Starówce domagają się niektórzy starówkowi restauratorzy. Podobno ci z nalepkami "Starówka razem". Ale czy ja jestem kierowcą tira, żeby na kawę czy lody umawiać się na parkingu? Klienci zagłosują nogami. Urocze restauracyjki, puby i kawiarnie znaleźć można i w innych miejscach, na Starej Warszawskiej, na Grunwaldzkiej, na Dąbrowszczaków... czy nad jeziorem. Po co iść na Starówkę? Wąchać samochodowe smrody, przeciskać się między wszędzie zaparkowanymi dwuśladami? Pić kawę i jeść ciastko w towarzystwie rury wydechowej? A co ja jestem, kloszard zarabiający myciem szyb na parkingu czy przy stacji beznynowej?
A na zdjęciu wyżej młodzi ludzie zbierający podpisy pod petycją. Im przynajmniej zależy na uratowaniu miasta dla mieszkańców, turystów i rozwoju. Dobrze, że jeszcze nie wyjechali "na zmywak do Londynu". A jakże, podpisałem. Bo mi też na moim Olsztynie zależy. Jeszcze. Tu płacę podatki. Kocham Olsztyn... a on mnie nie? Toksyczny związek nie może trwać wiecznie...
Mamy samochody pod gotyckim ratuszem i obciachowe banery na zabytkowych elewacjach. Co się szczypać - jak mawialiśmy dawniej na podwórku - idźmy na całość, niech będzie od razu zapiekanka-drive :). Samochodziarze nie będą musieli wysiadać ze swoich bryk.
Ja tam wolę w inne miejsca, na kolejną romantyczną randkę udam się do cittasow - a takich miasteczek na Warmii nie brakuje. Olsztyn niech kusi turystów galeriami handlowymi i parkingami pod gotyckim kościołem. Wyjechać można nie tylko na wycieczkę ale i z podatkami. Olsztynowi będą musiały wystarczyć parkomaty...
* walentynki celowo piszę z małej litery, tak jak majówka, potańcówka ect.
Komentarze (6)
Dodaj swój komentarz