W ostatnim czasie w Olsztynie prowadzona była dyskusja na temat rozszerzenia strefy wolnej od tytoniu. Padł bowiem pomysł by do kilku miejsc publicznych, w których palenie jest zabronione, dołączyć kolejne.
Dyskusja podzieliła mieszkańców na zwolenników i przeciwników, jednak jak zauważa radny SLD Krzysztof Kacprzycki większym problemem niż samo palenie papierosów w miejscach publicznych jest to, co zostaje w przestrzeni miejskiej po palaczu.
- Biorąc udział w tej dyskusji pokusiłem się o wielotygodniowe obserwacje, przyczyn obecnego stanu, zachowań palaczy - i tego, jak z tym problemem radzimy sobie jako gmina. Jak zaobserwowałem, najczęściej zanieczyszczenie powstaje w wyniku następującego procesu – w drodze na tramwaj czy autobus palacz pali papierosa. Kończy swój rytuał w okolicach dojścia do przystanku, czy peronu i jako, że kosz jest dopiero pod wiatą - niedopałek trafia pod nogi, w studzienkę, na trawnik, torowisko. Podobnie jest z kierowcami. Stoją na czerwonym, szyba w dół, niedopałek ląduje na chodniku, trawniku i jezdni – komentuje Kacprzycki.
Zdaniem radnego problemem nie są przepisy, bo te są wystarczające, problemem jest egzekwowanie zasad.
- Przykra to sprawa w Olsztynie, że zachowania zwykłe, oczywiste i naturalne dla kulturalnego człowieka, trzeba egzekwować za pomocą mandatów. Moim zdaniem innej metody jednak nie ma – dodaje radny.
Kacprzycki zaapelował do prezydenta o podjęcie zdecydowanych działań w egzekucji obowiązujących dziś przepisów porządkowych.
- Musi to być zdecydowana akcja. Już sama informacja o podjęciu działań będzie wystarczającym przekazem. Jeśli samym palaczom nie zależy na zdrowiu – wolny kraj, ich sprawa – ale nam jako gminie powinno zależeć na tych wszystkich, którzy dbają o zdrowie, o porządek i czystość – mamy prawo żyć w czystym i przyjaznym środowisku – czytamy w interpelacji radnego Kacprzyckiego.
Komentarze (3)
Dodaj swój komentarz