Na forach internetowych pojawiły się głosy, że było to kolejne marnowanie publicznego grosza i że organizatorzy powinni zwrócić koszty tych głosowań.
Te opinie wydają się słuszne, ale jak zawsze jest jakieś "ale":
1. Co z ludźmi, którzy podpisali się pod wnioskami o przeprowadzenie tychże referendów, a nie przyszli oddać swego głosu?
2. A co z mieszkańcami, którzy głośno narzekali na nielubianych samorządowców, ale zawiedli, gdy była okazja oddać odnośny głos? Przecież gniewne słowa wielu z nich stały się inspiracją dla organizatorów, by takie referendum przeprowadzić! Czego jesteście warci? Gdzie Wasza odpowiedzialność?
3. A dlaczego na takie referenda nie przychodzą masowo zwolennicy tych samorządowców, by oddać głosy? Wszak przewaga głosów na NIE przy licznej frekwencji to najbardziej przekonujące świadectwo zaangażowania obywatelskiego i obrony odwoływanego samorządowca.
I ostatnia uwaga: skoro zostanie ogłoszone referendum, to winniśmy pójść i oddać głos z przekonaniem. Ale jeśli naszym zdaniem jest ono niepotrzebne, to także idźmy na nie i oddajmy głos nieważny (np. skreślając pytania lub odpowiedzi), ale koniecznie dopiszmy (w kulturalnej formie) swoje komentarze.
Wtedy im większa frekwencja, to nasz sprzeciw wobec niepotrzebnego referendum, uwieczniony odpowiednim komentarzem na karcie do głosowania będzie wymowniejszy niż bojkot - często odbierany jako przejaw lenistwa.
Z kolei mieszkańcy gminy Baranów (woj. mazowieckie) wykazali się powinnością obywatelską i niewymuszoną troską o dobro wspólne, więc zorganizowane tam referendum okazało się ważne. Gratulacje za tę późnowiosenną jaskółkę!
Karol Kuligowski (ur. 1971 r. wykształcenie średnie, pracownik produkcji z Olsztyna, zainteresowania: historia, poezja, powieść historyczna, polityka, sprawy społeczne, turystyka)
Komentarze (1)
Dodaj swój komentarz