Powiedzenie de gustibus non est disputandum jest stare jak świat, a konflikty na tym tle jeszcze starsze. Za nami Dni Olsztyna – kilkudniowe, cykliczne święto miasta. Wystąpili znani artyści, odbyła się wystawa jednego z najsłynniejszych polskich malarzy.
A mimo to powróciły demony przeszłości. Impreza została szeroko skrytykowana w mediach społecznościowych, czy chociażby na portalu Olsztyn.com.pl. Powód? Nic się w mieście nie dzieje. Nie ma żadnych imprez, na które można się wybrać. To miasto dla emerytów, a nie dla młodych.
Komentarze ze strony Olsztyn.com.pl:
Bida z nędzą.
Atrakcje jak w PGR.
Tylko nas**ć na tę wiochę olsztyńska jak uważacie inaczej to zainteresować się w Ostródzie.
Chryste, ale atrakcje. W Klewkah więcej się dzieje (pisownia oryginalna).
Argumenty? Legenda głosi, że kiedyś ktoś je widział, ale ostatecznie nie występują w tym filmie.
Inteligentnie odpowiedział na te docinki Mariusz Sieniewicz, pisarz i dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury, czyli podmiotu odpowiedzialnego za organizację imprez.
Umówmy się, w mieście nic się nie dzieje. Przez cztery dni święta miasta kompletna cisza. Owszem, jakiś tam program skleciliśmy, bo wystąpili Grupa MoCarta, Łąki Łan, MajLo, Sochacka, otworzyliśmy wystawę Beksińskiego (taki tam, malarz-fotografik), pojawili się: Andrzejczyk, Pawlak, Banaszek z Małymi przyjemnościami, odbył się performance żywych rzeźb Olsztyna. Były teatry na Scenie Staromiejskiej, Jarmark Jakubowy i podzamcze z "bosymi" animacjami dla dzieciórów, wreszcie Koncert Jakubowy w olsztyńskiej katedrze. Cieniutko. Szału nie ma. Ani Zenka, ani Mydelka Fa, nic z Berlina, nic z Ostródy, no i nie wszystko za darmola. Jak zwykle kotletowi eksperci mają rację.
Mimo to serdecznie dziękuję olsztyniakom za tak piękny, liczny udział w "nic-niedzianiu-się". Miasto było i jest Wasze. Potomkom Oblomowa i Dulskiej mówimy zawsze: więcej hejtu, więcej telewizora!
– napisał Sieniewicz.
Żyjąc w Polsce można rzeczywiście przywyknąć do tego, że we wszystkim jesteśmy specjalistami. Jak nikt inny znamy się na zdrowiu, polityce, gospodarce, prawie. No tak, zapomniałbym o sporcie. A teraz przyszła pora na muzykę. W komentowaniu rzeczywistości wokół nas jesteśmy mistrzami Polski, Europy, świata, a kto wie, może i Wszechświata.
Ciekawe, czy gdyby trzeba było podpisać się z imienia i nazwiska pod swoją opinią, potomkowie Dulskiej by to uczynili? Czy poszliby do MOK-u i osobiście rzucili Sieniewiczowi w twarz, że jego pomysł nie tylko na Dni Olsztyna, ale także inne imprezy, to „bida z nędzą”, a Olsztyn to wiocha? Czy zażądaliby jego głowy, w zamian proponując gratyfikację swoich pomysłów?
Załóżmy, że malkontent zostanie nowym dyrektorem. Co dalej? Jakie imprezy może zorganizować, gdy ma w garści 600 tys. zł na Olsztyńskie Lato Artystyczne i 400 tys. zł na pozostałe imprezy? Zenek Martyniuk za 15 min. śpiewania zgarnia 30 tys. zł, a Bayer Full – 25 tys. zł.
Dobrze, można przecież zrobić jedną imprezę na full-wypasie, a przez pozostałą część roku biedować. Ale co tam! W myśl maksymy zastaw się, a postaw się – będzie na bogato. Na koncert „króla Disco-Polo” zjadą fani z Wrocławia, Krakowa i Klewek. A Olsztyna już nikt nie nazwie wiochą, no może poza kilkudziesięcioma tysiącami fanów rocka, punka, reggae, muzyki elektronicznej, soula, jazzu czy popu. Wszakże każdy ma inny gust.
O gustach powinno się i trzeba dyskutować, chociażby dlatego, żeby móc rzeczowo uargumentować swoją opinię. Trzeba to jednak robić z taktem i klasą.
Cezary Kapłon
Komentarze (48)
Dodaj swój komentarz