O tym, że miasto planuje usypiać zwierzęta dowiedzieliśmy się w zeszłym tygodniu na spotkaniu prezydenta z mieszkańcami os. Zatorze. Tam właśnie padło pytanie: co z dzikami?
W tym temacie odpowiedziała obecna na spotkaniu Urszula Kania, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Olsztynie. Powiedziała, że miasto planuje usypiać i utylizować dziki, być może już od czerwca. Dodała, że straż miejska jest przygotowana na taką ewentualność.
– Dziki się oswoiły. Nie są agresywne, ale jeżeli są z młodymi, lepiej nie wchodzić im w drogę – tłumaczyła Urszula Kania. Przyznała również, że w mieście nie doszło do ani jednego przypadku zaatakowania człowieka przez dzika.
Zastępca komendanta dodała, że bardzo duży błąd popełniają mieszkańcy, którzy dokarmiają zwierzęta. Jest to potraktowane jako zaśmiecanie, czyli wykroczenie, za które można ukarać mandatem.
– Niestety, strażnicy miejscy muszą być świadkami, albo mieć świadka, który stwierdzi, że dany mieszkaniec dokarmia zwierzęta – wyjaśniła Urszula Kania.
Dawniej, gdy dziki spacerowały po Olsztynie, miasto prosiło straż miejską, aby odłowiła je i wywoziła w głąb lasu.
– Niestety teraz – z powodu występowania ASF w Polsce – Minister Środowiska wydał zakaz odławiania i przewożenia tych zwierząt na terenie kraju, z obszarów położonych w odległości do 100 km od granicy, między innymi z obwodem kaliningradzkim (Olsztyn niestety położony jest bliżej) – powiedziała w rozmowie z nami Marta Bartoszewicz, rzecznik prasowy Urzędu Miasta.
Dwukrotnie miasto występowało do ministra o uchylenie zakazu, ale za każdym razem prośby były rozpatrywane negatywnie. Władze Olsztyna wystąpiły także do Powiatowego Inspektora Weterynaryjnego o wydanie decyzji, która pozwoliłaby zmniejszyć populację dzików w związku z zagrożeniem ASF, jednakże ten wniosek także nie został rozpatrzony pozytywnie.
Efektem tego jest sytuacja, w której dziki dosłownie zwiedzają miasto. Można je spotkać nie tylko na obrzeżach, ale coraz częściej także w centrum. Niedawno pisał do nas Marcin, mieszkaniec os. Zatorze, który za niemal każdym razem, gdy wraca z pracy, widzi te zwierzęta tuż przy swoim domu.
– Codziennie po godzinie 22 wracam przez plac zabaw przy ulicy Zamenhofa i co wieczór praktycznie kręcą się tam dziki. A jak nie na placu zabaw to co wieczór kręcą się między blokami. Chodzą, grzebią po śmietnikach a przede wszystkim straszą ludzi gdyż wieczorem ciężko je dostrzec z daleka. Mnie nie interesuje to, że jest jakiś afrykański pomór świń, mnie interesuje to, aby móc wieczorem bezpiecznie wrócić do domu. Co się musi stać aby doszło do interwencji odpowiednich służb? Tragedia? – pyta nasz czytelnik.
Niemal każdego dnia straż miejska dostaje zgłoszenia od zaniepokojonych mieszkańców. Niestety, jak wspomnieliśmy wyżej, funkcjonariusze niewiele mogą zrobić – co najwyżej wygonić zwierzęta do lasu.
– I dlatego, widząc że nie mamy innej możliwości, zdecydowaliśmy że zwierzęta będą odławiane przez Straż Miejską i usypiane przez lekarza weterynarii. Do wydania takiej decyzji niezbędna jest opinia Polskiego Związku Łowieckiego, o którą już wystąpiliśmy – dodała Marta Bartoszewicz.
Na razie ratusz szacuje ewentualne koszty.
Nie brakuje jednak osób, którym los dzików nie jest obojętny. Jednym z nich jest radny Mirosław Arczak, który zwrócił uwagę, że według mapy Głównego Inspektoratu Weterynarii Olsztyn znajduje się poza strefą ASF.
Mapa występowania ASF
Dlatego też zapytaliśmy Ministerstwo Ochrony Środowiska, czy dzików nie można byłoby wywieźć na południe w lesiste tereny między Olsztynkiem a Nidzicą. Czekamy na odpowiedź.
Warto także zastanowić się czy miasto rzeczywiście wyczerpało wszelkie możliwości. Na to pytanie odpowiedział ekolog prof. Zbigniew Endler. Jego zdaniem jest kilka o wiele bardziej humanitarnych i tańszych możliwości.
– Po pierwsze stworzyć pod Olsztynem żerowiska, które działałyby w okresie jesienno-zimowym. Są to niewielkie pieniądze i nie wiem, dlaczego miasto porzuciło ten pomysł – zastanawia się profesor.
Drugą kwestią jest wprowadzenie metod biotechnologicznych, jak chociażby repelenty.
– Są to związki odstraszające, którymi można by było spryskiwać słupy i latarnie na obrzeżach miasta. Dziki uciekną. Jedno użycie starczy na miesiąc lub dwa, w zależności od intensywności opadów. Jest to miesięczny wydatek w granicach kilkuset – kilku tysięcy złotych. Są również tabletki poronne, które można podawać lochom. Wtedy sukcesywnie zmniejszy się ich populacja. Kilka lat temu postąpiła tak gmina Dywity z kotami i problem został rozwiązany – wyjaśnia prof. Zbigniew Endler.
Profesor zwraca uwagę także na dwie inne kwestie. Po pierwsze pieniądze na uśpienie. Mówi, że środki usypiające a później wywózka dużych zwierząt do utylizacji są to bardzo wysokie koszty. Po drugie, taki środek też wcale nie jest bezbolesny.
– Gdy podamy środek usypiający, zwierzę w ostatniej chwili przed śmiercią dostaje drgawek i męczy się. Będziemy je ogłuszać prądem? – pyta.
Komentarze (10)
Dodaj swój komentarz