Ale, czy naprawdę tak było? Dlaczego nikt nie zadał sobie takiego pytania w setną rocznicę tego niesławnego wydarzenia? Dalej w tekście wyjaśnię, dlaczego „niesławnego”. Ponieważ o tym, że plebiscyt ma się odbyć decydowało prawo, trzeba koniecznie-by właściwie zrozumieć jego przebieg, a przede wszystkim wynik-spojrzeć na całą sytuację, wszystko, co się stało, od strony prawnej. Inaczej w dalszym ciągu będziemy zagubieni, będziemy pokazywali półprawdy, a może nawet sytuacje, których w ogóle nie było. Tak, nie było, a my może byśmy chcieli je przedstawiać jako mające największe znaczenie? Jak widać wątpliwości mnóstwo, nawet po 100 latach, bo cały czas istnieją, a nikt do nich z właściwą uwagą i oceną nie podszedł. Choć właśnie w 2020 r. było to bardzo ważne przy okazji stulecia. To taki kamyczek, a nawet wielki kamień do tego, jak cały czas po macoszemu traktujemy historię, dzieje Warmii i Mazur, Powiśla i jak jest to nam obojętne? Tu nie ma, co się zastanawiać. Książki wydane nawet kilkanaście lat temu mocno się zdezaktualizowały we właściwej, czyli rzeczywistej ocenie tego, tak ważnego przecież, wydarzenia.
Amerykański prezydent Woodrow Wilson w orędziu do kongresu w styczniu 1918 r., jako jeden z warunków pokoju, zadeklarował zasadę samostanowienia narodów. Była ona jednym z czynników odzyskania przez Polskę Niepodległości. I miała odniesienie do Plebiscytu, o czym za chwilę. Bo jeżeli „narodów”, to oznacza: Polaków i Niemców. I tak należało się odnosić do przebiegu Plebiscytu.
Bo z prawnego punktu widzenia najistotniejsze było na kogo faktycznie głosowano? Na pewno nie był to wybór między Polską, a Niemcami. Profesor Stanisław Achremczyk w książce „Historia Warmii i Mazur” Tom II 1772-2018” wydanej przez Towarzystwo Naukowe i ówczesny Ośrodek Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie (obecnie Instytut Północny) na str. 940 publikuje kartki do głosowania. Wydawało by się zwykła rzecz. Ale to manipulacja wymyślona nigdzie indziej jak w Wersalu. Na korzyść Niemiec i optującego nader często za nimi i ich interesami brytyjskiego premiera Davida Llyoda Georga. Za kim głosować? Na jednej napisano „Polen – Polska” i wydrukowano łacińskimi literami o tej samej wielkości. Ale ma drugiej... „Ostpreussen, większe i poniżej (a nie po myślniku jak na tej pierwszej) już jednak mniejszym drukiem w nawiasie „Prusy Wschodnie”. I jaka czcionka? Oczywiście szwabacha używana w książkach, gazetach, kalendarzach i innych wydawnictwach na tych terenach. I tylko w innych częściach Niemiec.
Przecież to manipulacja. Już te kartki narzucają sposób: „głosuj za Niemcami”. No właśnie, czy za Niemcami? Czy za Prusami Wschodnimi, małą ojczyzną? Bo Ostpreussen to przecież Heimat. Ale to nie koniec. W prawie międzynarodowym jest tak, że podmiotami praw i obowiązków są państwa. A absolutnie nie ich wydzielone części, prowincje. No to zaraz, zaraz. Było, czy miało to być opowiedzenie się za Polską z jednej strony i... Niemcami! Nie, absolutnie nie Niemcami. Za Prusami Wschodnimi, tą bliską sercu ojczyzną. A przecież te Prusy Wschodnie, to Niemcy! Po prostu Niemcy! To dlaczego w traktacie opartym przecież, tak czy inaczej, na prawie międzynarodowym, zezwolono na tak poważny błąd, ciężkie naruszenie prawa? I kto to zrobił? Tego właściwie do dziś nikt zdaje się nie zbadał. Ale jeśli ma to być ciężkie naruszenie prawa, to skutek jest tylko jeden. Wynik Plebiscytu z 11 lipca 1920 r. nie może być skuteczny, nie może być ważny! Tamten niemiecki triumf to wymuszone zwycięstwo podstępem. Nieważne i już! I trzeba o tym pisać!
Gdyby miała odbyć się rozprawa przed poważnym trybunałem międzynarodowym, to należałoby zgłosić pierwsze, poważne pytanie: czy szanse obu stron były równoważne? Przecież mieliśmy się opowiadać za państwami? Skoro wydrukowano „Polska”, to by zapewnić równe szanse po drugiej powinno być „Niemcy”? Ale chyba i rozsądek tak podpowiada. A nie z jednej strony za p-r-o-w-i-n-c-j-ą państwa, a państwem, które dopiero, co odrodziło się po 123 latach, nie miało do końca ustalonych granic. I było z tego powodu w bardzo mocnych opałach z powodu nacierającej na Warszawę, dokładnie w tym czasie, bolszewickiej armii.
Terror. To drugie poważne zastrzeżenie. Nie można uznać wyniku Plebiscytu-głosowania za skuteczny, gdy rozbijano polskie zebrania, wprost napadano na Polaków w Prusach Wschodnich. Znamienna jest sprawa Bogusława Linki. On Mazur pojechał do Paryża by przedstawić tam, jak się faktycznie sprawy mają pod względem narodowym. Gdy wrócił, tak go pobito, że z powodu ran umarł. Czy w takich warunkach można uznać głosowanie za zgodne z prawem? Nie było wolnego wyboru.
Po trzecie: wyprowadzono niemieckie wojsko z terenów plebiscytowych, ale pozostawiono niemiecką administrację. To korzyść na rzecz drugiej strony. Na Prusy Wschodnie (a nie na niemieckie państwo) głosowało 363.000 osób, czy mieszkańców, łącznie z osobami, które Niemcy tu przywieźli, a które tu przecież nie mieszkały.
Na Polskę 19 860 osób, czyli mniej aniżeli 10 procent! W powiecie olsztyńskim za Polską było 4.902 głosy - 13,4 %. W Olsztynie Polska miała 342 głosy (2%). A w powiecie reszelskim 758 głosów (2,1%), w a kwidzyńskim 8.817 (7,5 %). W sumie 9 gmin obstawało się za Polską na ogólną sumę 1 694. Pięć gmin mazurskich: cztery w powiecie ostródzkim i jedna wieś Tyrowo stanowczo za Polską. Ostatecznie do państwa polskiego włączono 3 wsie powiatu ostródzkiego: Groszki, Napromek i Lubstynek. W okręgu kwidzyńskim włączono 6 wsi leżących nad Wisłą.
Po czwarte: Plebiscyt, z polskiego punktu widzenia był niepotrzebny.
Nikt z nas nie cieszył się złudzeniem, ażeby Warmia i Mazury przejść mogły w całości do łona Polski za pomocą p l e b i s c y t a
- pisała po 11 lipca 1920 r. „Gazeta Olsztyńska”. Dlatego i z powodu jawnych naruszeń prawa i terroru było to niesławne wydarzenie.
Natomiast po Plebiscycie powstał Związek Polaków w Prusach Wschodnich, a od 1922 r. został IV Dzielnicą Związku Polaków w Niemczech, wielce zasłużonego i podejmującego wiele działań za Polakami odgrodzonymi granicą od Ojczyzny!
Powyższa statystyka i wynik głosowania fałszywie pokazywały, iż Polaków w Prusach Wschodnich w 1920 r. prawie nie było. A to wynik terroru i bezprawnych działań. Nie do zaakceptowania. Melchior Wańkowicz po swojej reporterskiej podróży przez Prusy Wschodnie, tak pisał w „Na tropach Smętka”: -„Należy jasno powiedzieć: 350.000 ludności polskiej, to jest 350.000 ludności polskiej, a nie niemieckiej. Nie można nam o niej, ani przestać myśleć, ani zapominać…”
Po 1920 r. polskość bardzo mocno trwała w Ostpreussen.
Andrzej Dramiński, radca prawny i publicysta
Komentarze (18)
Dodaj swój komentarz