Data dodania: 2006-12-20 00:00
Sąd zajął się sprawą linczu
Rozpoczął się proces w sprawie linczu we Włodowie. Przed sędzią Adamem Barczakiem stoi trudne zadanie. Oskarżeni nie odpowiadają na pytania, zmieniając również wersje wydarzeń za każdym razem winą za śmierć Józefa C. obarczając kogoś innego.
Józef C. Był recydywistą; po kolejnym wyjściu z więzienia wrócił do Włodowa i ponownie zaczął terroryzować mieszkańców wsi. Tego dnia z maczetą w ręku wszedł na podwórko rodziny W. Wygrażając gospodarzowi zranił go z rękę. Mężczyzna pojechał złożyć skargę na posterunku w Dobrym Mieście. Nie doczekał się jednak przyjazdu radiowozu. Kiedy Józef C. ponownie pojawił się w obrębie zabudowań rodziny W., Tomasz W. i jego znajomy Rafał W. wsiedli do poloneza i zaczęli go ścigać. Gdy Józef C. uciekł na łąki zostawili poloneza i poszli za nim pieszo. Wówczas dołączyli do nich pracujący w polu bracia Mirosław i Krzysztof W. Taką wersję przedstawia dzisiejsza „Gazeta Wyborcza”. Dalszy ciąg wypadków jest niejasny. Wiadomo, że Józef C. nie żyje. Trudne do rozstrzygnięcia jest to, kto zadał śmiertelny cios. Prokuratura przedstawiła im następujące zarzuty: bracia Tomasz, Krzysztof i Mirosław W. zostali oskarżeni o zabójstwo, Rafał W.- o pobicie zaś dwaj mieszkańcy Goguchwał- Stanisław M. i Wiesław K., o zbezczeszczenie zwłok.
W sprawie udział bierze również Wisława Przerwa- miejscowa radna, która zorganizowała pomoc dla aresztowanych. Mężczyźni odpowiadają z wolnej stopy- z aresztu zostali zwolnieni dzięki nakazowi Zbigniewa Ziobry.
Nie wiadomo czy jakieś zarzuty zostaną postawione policjantom, którzy nie przyjechali do wsi po tym jak zraniony gospodarz złożył zawiadomienie na komendzie w Dobrym Mieście. Być może, jeśli radiowóz by się zjawił do linczu by nie doszło.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz