Dziś jest: 16.11.2024
Imieniny: Edmunda, Gertrudy, Marii
Data dodania: 2007-02-18 21:42

magda_515167

Siedem grzechów mojego miasta

Nie chodzi o to, by Olsztyn stał się Warszawą czy Gdańskiem. Ale czego naszemu miastu brakuje, by było mniej duszne? Co przeszkadza stać się przyjazną ludziom prowincją?

reklama
Gdy w 2004 roku wprowadziłam się do Olsztyna, zbaraniałam. Po Warszawie, Łodzi i Lublinie, w których mieszkałam wcześniej, Olsztyn wydał mi się nie tylko Polską B, ale w najlepszym wypadku Polską F. Ohydny Dworzec Główny, ulice brzydkie, biedne, ze stylem pt. "brak stylu". A w samym centrum, przy głównej ulicy rozpościerał się gigantyczny skwer - według mnie łąka. Dobrze, że nie pasły się tam krowy. Zaskakiwało mnie wszystko. Dojeżdżanie do Olsztyna pociągami, które dawno powinny trafić na złom i to że ostatni bezpośredni pociąg do Warszawy odjeżdża w okolicach godz. 17 (dlaczego Łódź wielokroć lepiej jest skomunikowana ze stolicą niż my?). To, że prezydent, kiedy zaprosił mnie na kawę, głównie rozmawiał przez telefon, a w którąś z sobót listopada kilka osób z rzędu powiedziało mi "dobranoc" przed godz. 18. Mamy luty 2007. Ja przywykłam, poznałam fantastycznych ludzi, Olsztyn trochę drgnął. Czego mu brakuje, by był mniej duszny? Nie chodzi o to, by stał się Warszawą czy Gdańskiem. Ale co mu przeszkadza stać się przyjazną ludziom prowincją? Grzech urzędniczej buty W Olsztynie za demokratyczną fasadą (wybory, konsultacje społeczne itd.) trzyma się PRL z wpływami carskiej Rosji. Tu urzędnik jest Panem - a petent ma być pokorny. To u nas urzędnik "poradził" ludziom, gdy temperatura spadła odrobinę poniżej zera i nie wyjechało kilka autobusów: - Na przyszłość proponujemy pasażerom wyjście na wcześniejszy kurs. To u nas urzędnik kolei po skargach ludzi na rozkład obwieścił: - Nie jesteśmy przedsiębiorstwem taksówkowym, by na każde żądanie pasażerów można było jechać. I to u nas urzędnicy dwukrotnie pozwali petentów do sądu - raz za krytykę, raz za nieoddanie kawałka starej lampy (mimo że petent postawił nową za własne pieniądze). I tak będzie, póki prezydent, najważniejszy urzędnik Olsztyna, niczym Mecenas będzie sygnował swoim nazwiskiem dotowane przez miasto książki, a na plakatach - imprezy. Jeśli nie stanie się bardziej partnerski, otwarty, to jego władczego splendoru nagromadzi się tyle, że starczy go też dla urzędników niższych szczebli, a petenta będzie powalał na kolana. Grzech bojaźni Niedawno młoda, rzutka dziewczyna, która z kumplami robi coś bardzo fajnego, powiedziała mi: nie pisz, że urzędnicy nas nie nagradzają, bo jeden z nas stara się tu o stypendium. Gdy poinformowaliśmy o fantastycznym atlasie ptaków Olsztyna, autorstwa naukowców z uniwersytetu, ktoś z uczelni przysłał nam list z podziękowaniami i prośbą o dodanie, że publikację dotował ratusz. Olsztyniacy. Czy kiedyś za wypowiedź o urzędniku straciliście dotację lub stypendium? Komu się wtedy poskarżyliście? Dlaczego sądzicie, że jeśli pięknie nie podziękujecie za pieniądze (nie ratusza, podatników), to już ich nie dostaniecie? Zobaczcie wreszcie, że takimi zachowaniami sami sobie takich urzędników hodujecie. Grzech nudy Śmieszą mnie kosmiczne nazwy w naszym małym Olsztynie przypominające, że pięć wieków temu był tu Kopernik - Urania (hala sportowa) i Planeta (biblioteka). Bardziej od wybitnego astronoma obchodzą mnie żywi olsztyniacy, którym Bóg dał talent i którym coś się chce. Bardzo bym chciała, by to oni narzucali wyraźny klimat Olsztynowi. Zwłaszcza, że - w odróżnieniu od innych porównywalnej wielkości miast - mamy niezwykłe szczęście, że takich ludzi jest tu armia. Brakoniecki (Borussia, świetne mądre książki), dobry mądry Kruk, walący kawę na ławę warmiak Cyfus, Wakar i Gach (twórcy warmińskiego komiksu), Darska ("Portret"), Garncowie (cud książki o naszych pałacach i zamkach). Hermanowicz (nastoletni geniusz, który pracował z Amerykanami przy misjach na Marsa, dziś w Cambridge)... Są buddyści, sztab dobrych prozaików i poetów. Jest Podróżniczy Kolektyw Skrzypcowy - młodzi zapaleńcy, którzy potrafią zintegrować sześćdziesięciolatków i małolatów na szalonych tańcach przy nudziarstwie, czyli starych szlagierach. Dlaczego ci ludzie świecą w swoich kręgach, a nie rozświetlają Olsztyna tak jakby mogli? Po pierwsze przez urzędników. Stać ich na to, by takich ludzi tolerować, ale nie czynią z nich siły miasta. Nie muszą otwierać ulicy Brakonieckiego, ale warto to co robi maksymalnie dla miasta wykorzystać. Jeśli przygotował wystawę o Mendelsohnie, to jaki problem zrobić z tego wielkie halo, za miejskie pieniądze nagłośnić wystawę, tak by gadało o niej całe miasto? Jaki problem udostępnić latem Starówkę Podróżniczemu Kolektywowi Skrzypcowemu? Ależ to byłyby tańce ... Ile świeżości i radości... Twórców też obwiniam. Nie protestowali, gdy prezydent nie wpuścił do Olsztyna akcji malowania poezji na chodnikach w imię ochrony naszych uczuć religijnych ("on modli się za nami, resztę zróbmy sami" - to niby miało nas dotknąć). Nigdy głośno nie powiedzieli, że mają dość Kopernika i orkiestr dętych na rynku latem. A jednych i drugich razem o to, że się ze sobą nie konfrontują. Dlatego my o fermencie możemy tylko marzyć. Grzech brzydoty Pokłony dla tych, którzy pięknie odnowili Stare Miasto. A ciężkie baty za zabicie głównej ulicy - pruski areszt, różowiutki ratusz, peerelowski Dukat plus nowoczesna Alfa. Za zrujnowane przepiękne kamienice przy ul. Mickiewicza, Partyzantów, Warmińskiej, Mrongowiusza... Za to, że latami niszczały cudowna kamienica przy placu Bema i secesyjny pałacyk przy Dąbrowszczaków. To wszystko ciężki grzech lekceważenia, tego, co mamy tutaj pięknego. I patrz grzech trzeci - ignorowanie ludzkiego potencjału. Twórczych, rozsądnych architektów przecież w Olsztynie nie brakuje. Wykorzystajmy ich lepiej z korzyścią dla miasta. Grzech zaniechania Niemcy wiedzieli, co zrobić z atutami Allenstein. My, niczym wyznawcy religii "ciesz się tym, co dała Ci natura, nie ulepszaj", wolimy dziką przyrodę ze śmieciami. Mamy 12 jezior, wijącą się rzekę, a tylko jedną zagospodarowaną plażę i jedną porządną knajpę nad Krzywym. Gdy kiedyś w sobotę odwiedziła mnie matka, to w Przystani musiałam przekonywać kelnera, by nas wpuścił, bo była od godz. 14 zarezerwowana, w budce na plaży miejskiej bufetowy mnie zaczał wychowywać, tuż obok mała dziewczynka ochrzaniała swoją mamę. Szybko wróciłyśmy do domu. To już wiadomo dlaczego turyści przyjeżdżają do nas na tylko dzień-dwa? Bo Olsztyn swoje fantastyczne atuty ma gdzieś. Gdy zatęsknimy za innym światem, to możemy na starych pocztówkach pooglądać sobie pruskie cuda nad Łyną: mostki, promenady, ławeczki, wymyślne latarnie... Grzech zachowawczości Zazdrościmy ludziom z innych miast: *knajp z kawą, otwartych o godz. 8 rano, * basenu, * siłowni czynnych w godzinach dogodnych dla zapracowanych ludzi, *sklepów, w których można kupić od ręki każdą książkę lub płytę, * dobrego połączenia ze stolicą, * zielonej fali, * dworca PKP, którego nie trzeba się wstydzić... Słowem tego, co daje nowoczesne miasto. Niekoniecznie wielkie - Pasym i Ostróda mają fajne baseny. Dlaczego więc większość z nas w wyborach zagłosowała na tych, którzy nam tę nowoczesność bardzo oszczędnie dawkują? Bo wolimy to, co sprawdzone i oswojone. Nowości się boimy, w najlepszym wypadku nie czujemy ich przyciągania. W Olsztynie wystawy w BWA nie kończą się głośną dyskusją, sporem, a jeśli mowa o nowych budynkach wśród zabytkowych kamienic - to wielu krzyczy "niech będą podobne do tych, które są!". Nasi studenci nie robią prowokacyjnych spektakli, nie stawiają niewygodnych pytań, nie ściarąją się władzami, starszymi pokoleniami... To dlatego Olsztynowi brakuje świeżości, a to, co nowe, importują przyjezdni - Kijowski robi teatr, facet z Warszawy otworzył kawową knajpę... Grzech alfocentryzmu Gdy na rok przed wyborami samorządowymi w samym centrum miasta stanęła Alfa - wymowny symbol zmian w naszym mieście - ruszyliśmy do niej hurmem. Teraz przychodzi do niej pół miliona ludzi miesięcznie, w tym ja, absolwentka filozofii. A gdzie indziej mam iść w Olsztynie w zimowy wieczór? Jakie inne miejsce przyciągnie mnie życiem, świeżością, ruchem? Kocham kino, spacery i knajpy. Szkopuł w tym, że tu dobry film mogę obejrzeć raz na dwa tygodnie i dużo później niż mieszkańcy innych miast. Spacery? Zimą nadaje się na nie tylko piękna Starówka, znam tu już każdy kamień. Knajpy? Na puby jestem za stara, na Różaną za młoda (nie oszukujmy się, to knajpa w której dobrze się czują wiekowe Niemki), dlatego zostaje Karczma Jana albo Przystań na Krzywym. Chętnie spróbowałabym wietnamskiej czy arabskiej kuchni. Przewróciło mi się w głowie? A dlaczego? Skoro na angielskiej prowincji może działać perska restauracja, to dlaczego u nas nie? Toż tamta prowincja i nasza olsztyńska to jedna Europa. Przecież i my mamy takie atuty w garści, których Europa może nam zazdrościć, za które Europa nas nagradza...

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz


www.autoczescionline24.pl