Data dodania: 2007-12-18 18:44
Sto lat temu w Olsztynie zaświeciły żarówki
Elektrownię Alle na Łynie miasto wybudowało z myślą o uruchomieniu tramwajów. Próbny rozruch miał miejsce 14 grudnia 1907 roku. Z tej okazji magistrat wyprawił dla mieszkańców ucztę.
- Do dziś w archiwum zachował się rachunek za tę uroczystość - mówi Grażyna Banasiewicz-Burdal, rzecznik prasowy Energi Operator S.A. w Olsztynie. - Nie był to jednak pierwszy przypadek wykorzystania elektryczności w mieście. Dzięki generatorom używano go w zakładach przemysłowych, a także podczas projekcji filmów.
- Elektryczność zastosowano w Olsztynie po raz pierwszy, jak się wydaje, w latach 80. XIX w. do oświetlenia hal tartacznych - wspomina Rafał Bętkowski, autor książek o historii Olsztyna. - W wielu miasteczkach Prus Wschodnich właściciele parowych tartaków byli pierwszymi przedsiębiorcami, którzy sprzedawali energię elektryczną swoim miastom. Olsztyniacy mogli podziwiać światło elektryczne już w 1886 r. na zegarze zakładu dla umysłowo chorych w Kortowie. Urządzenie umieszczone na szczycie wieżyczki zegarowej było ponad centralnym budynkiem i posiadało podświetlane tarcze. W Kortowie zapłonęły też pierwsze elektryczne latarnie uliczne. Jeszcze w XIX w. miasto kilkakrotnie omawiało z władzami zakładu projekt oświetlenia latarniami elektrycznymi dzisiejszej ul. Warszawskiej. Nie został on chyba jednak wtedy zrealizowany.
Pierwsza elektrownia kosztowała 900 tys. marek. Potem zbudowano kolejne: w Brąswałdzie i Wadągu. Zaspokajały one 70 proc. zapotrzebowania miasta na energię. Dzisiaj aż 99 proc. energii trzeba sprowadzać z zewnątrz.
Energetyka ucierpiała bardzo w 1945 roku. Jednak nie przez działania wojenne, ale żołnierzy Armii Czerwonej, którzy palili i niszczyli wszystko, co napotkali na swej drodze. Zerwali 95 proc. przewodów elektrycznych, a elektrownie zostały zniszczone przez nich w 50 proc.
Te czasy doskonale pamięta Tadeusz Franusz, który już w 1945 roku pracował w ówczesnym Zjednoczeniu Energetycznym Okręgu Mazurskiego. Przyjechał tu w sierpniu jako 18-letni powstaniec warszawski. - Nie patrzyło się wtedy na pieniądze, tylko na robotę - opowiada. - Zamiast wypłaty dostawaliśmy talerz zupy i co dwa dni bochenek chleba z zakładowej piekarni.
Olsztyn był wówczas w gruzach. - Najpierw uruchomiliśmy elektrownię w Brąswałdzie. Nie było to łatwe, bo radzieccy żołnierzy zajęli obiekt, chcieli zdemontować i wywieźć urządzenia. Dopiero kiedy daliśmy im bimber, dali się przekonać i ją opuścili - opowiada Franusz.
Jako pierwsze po wojnie zasilanie dostały szpital i radzieckie wojsko. - Pewnego razu wysłali mnie, żeby odciąć prąd radzieckiej jednostce wojskowej, bo żołnierze nie płacili rachunków - wspomina Franusz. - Przegonili mnie, więc wszedłem na słup i odłączyłem im kabel. Wojskowi chcieli mnie z tego słupa zestrzelić. Na szczęście skończyło się na aresztowaniu.
Po uruchomieniu elektrowni elektrycy naprawili rozdzielnię przy al. Wojska Polskiego.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz