Upalną wrześniową sobotę wiele osób postanowiło wykorzystać, relaksując się nad olsztyńskim jeziorem Ukiel. Wśród tłumów, które spędzały popołudnie na plaży miejskiej był pewien 36-latek z trójką dzieci w wieku: 6, 7 i 10 lat.
W pewnym momencie rodzina stanęła w obliczu dramatu. Pomocy potrzebował 7-letni chłopiec, który zaczął tonąć w wodach Ukielu. Jako pierwszy na ratunek ruszył ojciec, później świadkowie.
Wśród osób, które dostrzegły rozgrywającą się batalię o życie, był pan Dawid. - Zobaczyłem topiące się dziecko, które ześlizgnęło się z dmuchanej kaczki. Silny wiatr porwał dmuchańca kilkanaście metrów od brzegu. Wskoczyłem na skuter i podpłynąłem jak mogłem najszybciej. Wskoczyłem do wody i nie mogłem wyjąć z niej dziecka, bo ktoś go trzymał i wypychał w górę - relacjonuje w rozmowie z Faktem.
Okazało się, że osobą, która utrzymywała chłopca nad powierzchnią wody był jego ojciec. Ostatecznie udało się uratować tylko 7-latka. Pomimo reakcji pozostałych świadków zdarzenia, wyciągnięcia 36-latka z wody i długiej reanimacji, mężczyzna nie przeżył.
Pan Dawid, relacjonując tragiczne popołudnie nad Ukielem, zwraca uwagę na ważny szczegół, który utrudnił ojcu i synowi wezwanie pomocy. - Obaj byli głuchoniemi i nie mogli krzyczeć po pomoc. Dopiero po jakimś czasie kobieta, która zauważyła topiące się dziecko, wszczęła alarm - wyjaśnia.
W związku z końcem sezonu plaża miejska była niestrzeżona.
Wszelkie okoliczności zdarzenia będzie wyjaśniać teraz policja pod nadzorem prokuratora.
Czytaj również:
Śmierć wśród tłumów na jeziorze Ukiel. Znamy szczegóły [ZDJĘCIA]
Komentarze (7)
Dodaj swój komentarz