"910 tysięcy - żądamy referendum!" - pod takim hasłem pikietowali w piątkowe popołudnie w stolicy Warmi i Mazur nauczyciele, związkowcy i politycy oburzeni tym, że rząd chce zignorować ich głos sprzeciwu wobec reformy edukacji.
Głównym celem reformy jest likwidacja gimnazjów. Pod wnioskiem o referendum w tej sprawie podpisało się blisko milion osób. Nic jednak nie wskazuje na to, aby rząd Prawa i Sprawiedliwości chciał wziąć pod uwagę głos suwerena.
- Jesteśmy tutaj po to, aby rodzice, nauczyciele i całe społeczeństwo było coraz bardziej świadome co znaczy ta reforma - mówiła Iwona Jopek, jedna z organizatorek protestu, na co dzień terapeutka pracująca z ofiarami gwałtów i molestowania. - Planowana reforma nie jest zmianą organizacyjną, ale jest to zmiana wartości do jakich będzie się odwoływać młode pokolenie. Jak już mówił Jan Zamoyski "takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie".
Podobnego zdania była Małgorzata Matuszewska-Boruc z partii Razem, która przyznała, że polska szkoła i edukacja wymaga poprawy, ale nie w sposób urągający jakimkolwiek standardom.
- Uważamy, że deforma przyniesie chaos w szkołach - mówiła do zgromadzonych Matuszewska-Boruc. - Już teraz tysiącom osób zatrudnionym w sektorze edukacji towarzyszy niepewność i perspektywa utraty miejsca pracy. Uważamy, że polska szkoła i edukacja wymaga poprawy, ale nie w sposób urągający jakimkolwiek standardom. Przepychanie ustawy pisanej na kolanie w tempie ekspresowym przyniesie negatywne skutki na wiele lat.
Organizatorzy zgromadzenia nie ukrywali jednak, iż są rozczarowani frekwencją, bowiem wśród protestujących praktycznie nie było... przede wszystkim rodziców, który podpisywali petycję o referendum.
- Dopiero uczymy się demokracji - powiedziała Iwona Jopek. - Ludzie, którzy tutaj są, to ci, którzy mają energię i świadomość tego, co złego się dzieje.
Podobne protesty odbyły m.in. w Poznaniu, Gdańsku, Warszawie i Bydgoszczy.
Komentarze (3)
Dodaj swój komentarz