Jak podkreślił Maciej Tobiszewski, konflikt w teatrze jest już od dłuższego czasu.
– Zaczął się po tym, jak pan Zbigniew Brzoza został dyrektorem. Poprzedniej dyrekcji zarzucał nepotyzm, a pierwszą osobą, którą zatrudnił, była jego własna żona, więc to nepotyzm w czystej postaci. Nie mówię o sytuacji, w której zatrudnieni byli jego koledzy prawnicy, gdzie teraz pan Brzoza mówi, że został przez nich oszukany – powiedział w rozmowie z nami Maciej Tobiszewski, współorganizator poniedziałkowego happeningu.
Doradca wojewody dodał, że próbował rozmawiać z marszałkiem, żeby rozwiązać sytuację zwalnianych pracowników w teatrze i spraw, które oni wytaczają dyrekcji. Nie przyniosło to żadnych efektów.
– A przecież wystarczy spojrzeć na ostatnią sprawę, w której dyrektor przegrał ze swoim prawnikiem 95 tys. zł, a sąd doliczył 10 tys. zł kosztów, to już 105 tys. zł (pisaliśmy o tym w artykule Dyrektor Teatru Jaracza przegrał proces ze swoim byłym prawnikiem) – przyznał Tobiszewski.
I dodał: – Nie mówię tylko o Darku Poleszaku, który wywalczył 26 tys. zł, Grzegorzu Jurkiewiczu – 10 tys. zł, Macieju Mydlaku i Pawle Parczewskim, których najpierw wyrzucił, a potem przywrócił do pracy po tym, jak poszli do sądu. Łącznie pan Brzoza ma kilkanaście spraw.
Maciej Tobiszewski przyznał, że dyrektor Teatru Jaracza nie płaci zasądzonych pieniędzy z własnej kieszeni, tylko z podatników, a za takie sumy można wystawić kilka sztuk. Zadał pytanie, co się jeszcze musi stać, aby tematem zajął się marszałek?
Poruszył temat oświadczenia majątkowego dyrektora Brzozy. W 2018 roku Zbigniew Brzoza miał 10 tys. zł oszczędności, a dwa lata później już 85 tys. zł (ostatniego oświadczenia miał nie złożyć w terminie).
Dlatego też Maciej Tobiszewski wraz ze Sławomirem Jóźwiakiem zdecydowali się zorganizować wczorajszy happening, podczas którego zapalili symboliczne znicze pod Teatrem Jaracza.
– To milczący protest nie tylko z mojej strony, ale również środowisk artystycznych. Ludzie w teatrze boją się cokolwiek powiedzieć. Tam jest wojna. To metafora, ponieważ giną ludzie, jako widzowie, giną pieniądze, a na co dzień trwa dramat aktorów i pracowników administracyjnych – zauważył Tobiszewski.
fot. materiały prasowe
Sławomir Jóźwiak, który kiedyś występował na deskach Jaracza, podkreślił z kolei, że happening nie ma wymiaru politycznego, a miał wyrazić głos sprzeciwu przeciwko całej działalności Zbigniewa Brzozy jako dyrektora placówki.
– Widzę, jak teatr zubożał, jak aktorzy są wystraszeni. Jako człowiek, osoba apolityczna, wyrażam sprzeciw – przyznał Jóźwiak.
Dodał także, że forma happeningu to nawiązanie do Dziadów.
– To pożegnanie przeszłości, przywitanie lepszej przyszłości – tego życzę pracownikom i aktorom. Jako osoba prywatna. Liczymy, żeby teatr stał się teatrem. Bez polityki i prywatnych interesów. Wtedy teatr będzie mógł pokazać swój duży potencjał – wyjaśnił prezes Warmia Underground.
Przypomnijmy, że już w maju br. działacze PiS-u (Iwona Arent, Jerzy Małecki i Maciej Tobiszewski) zorganizowali pod teatrem konferencję prasową, na której przyznali, że chcą usunięcia dyrektora Brzozy (Działacze PiS-u: ‘’Chcemy usunięcia dyrektora Teatru Jaracza’’).
Czytaj również:
Kontrola w Jaraczu. Do teatru wejdzie prokurator [AKTUALIZACJA]
Prokurator w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie? Głos zabierają pracownicy [OŚWIADCZENIE]
Ruszył proces Zbigniewa B., dyrektora Teatru Jaracza w Olsztynie
Komentarze (25)
Dodaj swój komentarz