Już Niemcy przed wojną planowali wiaduktem połączyć oba odcinki Hindenburg-Strasse tj. dzisiejszych ulic 1-go Maja i Wojska Polskiego. Po wybudowaniu wiaduktu w innym niż pierwotnie zakładano miejscu (tak wybudowali, bo zabrakło pieniędzy w wyniku powstałego kryzysu gospodarczego) nieliczne pojazdy musiały nadrabiać drogi. No ale wtedy opłacalność takiej inwestycji była zupełnie inna: dziś wiaduktem przejeżdża nie kilkanaście koni, a kilkanaście tysięcy samochodów. Przez taki kryzysowy wariant wiaduktu Niemcom mało racjonalne wydawało się z czasem utrzymywanie jednej nazwy dla rozdzielonej ulicy. W 1914 roku Guttstadter-Chaussee na odcinku dzisiejszej 1-go Maja nazwano Hindenburg-Strasse. Na marginesie: 19 lat później odcinek dzisiejszej Wojska Polskiego przemianowano na Adolf Hitler Strasse.
Oczywiście fajnie by było gdyby dziś nowy wiadukt połączył właśnie dwie życzeniowe aleje np. podziemnym przejazdem w linii prostej. To droższe rozwiązanie dla inwestora, ale zdecydowanie tańsze w użytkowaniu przez mieszkańców. Tym bardziej jeśli przy okazji przekopu ucywilizowałoby się przejście dla pieszych, które dziś przypomina zejście do piwnicy a nie przejście piesze które łączy dwie znaczne części Olsztyna. Zresztą przy okazji budowy, ściany tunelu już były zagrożone, cudem przejścia nie zamknięto. Jak już Artyleryjską puszczą tiry to przejście trzeba będzie zamknąć - zakład?
Trzeba wiedzieć, że korki które powstały przy okazji budowy łatwiej mogłyby być zlikwidowane właśnie gdyby wybudowano przejazd na wprost, a nie slalom który zafundowali nam już przed wojną Niemcy. Dla jadących Aleją Wojska Polskiego przydałaby się wtedy skorelowane światła przed torami i za nimi ("tiaaa nie możliwe" już słychać przy Szrajbera). Byłyby to dwie współpracujące ze sobą sygnalizacje w miejsce dwóch bardziej oddalonych od siebie i - co jest dużym minusem wprowadzanego rozwiązania - jednym opierającym się na dużym strumieniu skręcających w lewo. Z czym to się wiąże w Olsztynie? Wiadomo, kolejne ok. 2:30 czekania na zielone na skrzyżowaniu z ruchem zegarowym. Przejazd bez slalomu ograniczyłby kręcenie dla jadących do centrum nową Artyleryjską, choć jakoś specjalnie na tym by nie zyskali. Ale, o czym tu mówić skoro obwodnica Śródmieścia będzie wpadać do Śródmieścia (czyt. Artyleryjska do czteropasmowej (!) Partyzantów).
Ale wróćmy na razie do tych co jadą z północy. Ile za nowy olsztyńsko-unijny slalom płacą?
Różnica w dwóch wariantach wynosi ok. 193 metry. Dla jeżdżących 5 dni w tygodniu do pracy i z powrotem plus np. jeden raz do centrum w weekend daje to 111 km rocznie, przy spalaniu minimum 12 l / 100 km, bo przecież to po mieście i głównie ruszanie i zatrzymywania. Jakby nie patrzeć jakieś 68 zł rocznie jeden samochód traci na samym paliwie. Samochodów przejeżdża, no właśnie ile? Obstawiam, że ponad 20 tys. na dobę. Daje to koszty ok 1,4 mln zł rocznie. A przecież inwestycja taka jest planowana na -dziesiąt lat. Zatem...
Kalkulacji nie ma. Liczy się tylko to, że to MIASTO pozyskało fundusze unijne i to MIASTO je wydaje i to MIASTO o nich decyduje. Mieszkańcy się nie liczą, konsultacji nie trzeba prowadzić, albo się je prowadzi w ten sposób, że urzędnicy "rozmawiają do mieszkańców".
A może chodzi o coś innego? Czyli puszczenie tranzytu z Artyleryjskiej w Partyzantów jak najkrótszą drogą? Zatem nazywajmy rzeczy po imieniu: Partyzantów będzie drogą tranzytową! A w całej tej inwestycji miejskiej chodzi o ruch Artyleryjska - Partyzantów - Limanowskiego.
Tekst pochodzi z Bloga ''Olsztyn Okiem Ekonomisty''
Komentarze (6)
Dodaj swój komentarz