Na czas pandemii koronawirusa, większość instytucji kulturalnych przeniosło się do internetu. Widzowie, choć w nieco zmienionej formie, nadal mogą delektować się sztuką. Jednak co w tym czasie dzieje się z aktorami? Co obecnie robią i czy izolacja im służy? Aby poznać odpowiedzi na te pytania, postanowiliśmy zaczerpnąć informacji u źródła. Rozmawiamy z Martą Markowicz-Dziarkowską, aktorką olsztyńskiego Teatru Jaracza.
Jak obecnie wygląda sytuacja w naszym olsztyńskim Teatrze Jaracza? Czy wy, aktorzy, reżyserzy nadal tworzycie? Czy jednak działanie teatru, w każdym tego słowa znaczeniu, zostało zawieszone?
- Uczestniczyłam w próbach do "Opętanych" Gombrowicza. Przygotowania były już na bardzo zaawansowanym etapie. "Zamknęliśmy" całość spektaklu. Odbywały się już próby w pięknych kostiumach i scenografii, z oprawą świetlną i muzyczną i na tydzień przed premierą trzeba było się pożegnać. W dodatku nie wiadomo na jak długo. To już był etap, w którym bardzo potrzebowaliśmy konfrontacji z widzem. Sensem teatru jest w końcu przede wszystkim spotkanie, rozmowa, wymiana energii. Czekamy więc cierpliwie na powrót "na deski", wykorzystując ten czas najlepiej, jak potrafimy i stosując się do zasad kwarantanny.
Czyli obecnie teatr stoi całkowicie pusty?
- Powiedziałabym raczej, że praca wre. Ci, którzy mogą, wykonują oczywiście swoje obowiązki z domu. Sama nie odwiedzam teraz teatru, ale zakładam, że część pracowników administracyjnych musi jednak przychodzić do pracy. Wspaniałe panie krawcowe szyją maseczki dla szpitala, pan konserwator pewnie czujnie naprawia usterki, panie sprzątające dbają o porządek, a portierzy doglądają bezpieczeństwa. Cały czas odbywa się więc cała ta zakulisowa magia, nad którą być może, na co dzień widzowie się nie zastanawiają. Jesteśmy on-line i w blokach startowych czekamy na sygnał z góry do wejścia na scenę.
A czy obecnie, ty i reszta artystów, realizujecie się w jakiś sposób aktorsko, zawodowo?
- Nasze aktorskie możliwości są bardzo ograniczone, bo wstrzymano produkcje teatralne, filmowe, kinowe, reklamowe... Jeżeli więc ktokolwiek realizuje się teraz zawodowo, to wydaje mi się, że na niewielką skalę. Większość z nas skupia się teraz raczej na życiu osobistym. Nadrabiamy zaległości w "aktorskich" pozycjach obowiązkowych, korzystając z dobrodziejstw kultury, dostępnej w internecie.
A w jaki jeszcze sposób zabijacie „kwarantannową” nudę?
- Nudę? Nie musimy jej zabijać, bo wiecznie coś robimy! Wreszcie mamy czas na wszystko to, co odkładaliśmy "na później". Dużo rozmawiamy o pracy, wspólnie przeżywamy zawodowe rozterki i cieszymy się swoimi sukcesami. Ja wiecznie nucę coś pod nosem, a Dawid cytuje fragmenty wierszy i tańczy. I to by było na tyle artystycznego szaleństwa. Chodzimy na spacery, gotujemy, czytamy, gramy, słuchamy radia, cieszymy się swoim towarzystwem i „netfliksujemy”. Polecamy nasz ukochany "Dom z papieru"!
No właśnie, zarówno ty jak i twój mąż jesteście aktorami. Czy wasz zawód wpływa w jakiś sposób na to, jak spędzacie wolny czas we dwoje?
- Prawdopodobnie fakt, że oboje jesteśmy aktorami wpływa na ostateczny kształt naszej codzienności. Trudno jednak powiedzieć, w jakim stopniu nasz wolny czas jest zdeterminowany przez tę profesję, a w jakim przez to, jacy po prostu jesteśmy. To nasza rzeczywistość, więc trudno o obiektywizm. Mnie się wydaje, że jesteśmy bardzo zwyczajni i mówię o tym w kontekście pozytywnym. Czuję, że w tych czasach normalność jest w cenie.
Dla wielu osób izolacja to czas zmian. A czy u was, w tym czasie, zapadły jakieś ważne decyzje?
- Zwolnienie tempa rzeczywiście pozwala na oswojenie się z myślami. My, mimo natłoku obowiązków, który oczywiście często się pojawia i na który klniemy, bardzo lubimy swoje życie. Dobrze czujemy się z decyzjami, które dotychczas podjęliśmy. Z racji zawodu, jesteśmy pełni refleksji, więc trudno żeby domowa kwarantanna jakoś magicznie odmieniła nasze postrzeganie świata. Wydaje mi się raczej, że umocniła nas w przekonaniu, że kroczymy we dwoje odpowiednią ścieżką. Można powiedzieć że wnioski są takie, że jesteśmy szczęściarzami.
A nauczyłaś się czegoś nowego podczas izolacji?
- Wiesz, większość mojego życia mierzyłam się z przerostem ambicji. Nie chcę znów popełnić tego błędu. Sięgam więc po ukulele, wchodzę na matę, uczę się ciekawostek o roślinach. Czytam też o trendach wnętrzarskich i zrobiłam wreszcie chlebek bananowy. To mi wystarczy. Na nic się nie napinam i właściwie to jest dla mnie tak naprawdę to „novum”, o które pytasz - odpuszczenie sobie.
Wielu izolacja nie służy. Jednak z waszym samopoczuciem chyba wszystko w porządku?
- Początki były trudne. Kiedy już się przyzwyczailiśmy i zaakceptowaliśmy tę sytuację, zaczęliśmy dostrzegać plusy. Czujemy się bardzo dobrze. A przynajmniej ja! Musiałabyś dopytać Dawida, czy nie sprzedaję ci tu fałszywego obrazu naszego dwójkowego życia (śmiech). Spędzanie czasu ze swoim najlepszym przyjacielem jest bardzo przyjemne! Pozostajemy w stałym kontakcie z najbliższymi i jesteśmy spokojni, bo wszyscy są w dobrej formie. Ta izolacja nie jest dla nas karą. Traktujemy ją raczej jak szansę na oddech, spokój, równowagę i docenienie tego, co ważne. Dla mnie to jest normalność.
A tęsknicie za teatrem jako miejscem i za samym graniem?
- Pewnie! Tęsknimy za zespołem, za widzami, za "deskami" i za „duchem teatru”. Mam nadzieję, że zobaczymy się już wkrótce. Tymczasem zapraszamy na stronę internetową teatru. Nasi widzowie mogą ugościć teatr we własnym domu i choć raz obejrzeć spektakl w dresach i kapciach.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (6)
Dodaj swój komentarz