Panie Tomaszu, ukazała się Pana książka „Spica”. To drugi z kryminałów, którego bohaterką jest Iga Spica, osoba tajemnicza, której motywem działania jest zemsta. To również historia, której akcja toczy się na Warmii. Czy osadzenie akcji nad jeziorem Wulpińskim i sprawa wyspy Herta są przypadkowe, czy związane z pańskimi doświadczeniami?
- Czytelnikom należy się wyjaśnienie. Iga Spica w pierwszej części, czyli „Powrozie” straciła syna, przeszła załamanie nerwowe, po którym próbuje odzyskać spokój. Na Warmię przybywa za radą przyjaciółki. W żadnym wypadku nie kieruje nią potrzeba zemsty. Ta pojawia się dopiero w chwili, kiedy Spica odkrywa, kto stoi za jej dramatycznym położeniem. Sięga pamięcią do mrocznej przeszłości, w której jest ukryta bolesna tajemnica. Aby przetrwać, musi podjąć walkę. Co do moich związków z wyspą Herta, to muszę wyznać, że od dawna interesowałem się tym miejscem. Ma ono bardzo ciekawą historię, atrakcyjny mit założycielski, wreszcie swoją legendę. Pisząc powieść, przeczytałem na jej temat całkiem sporo tekstów, wysłuchałem kilku archiwalnych rozmów z ludźmi pamiętającymi wydarzenia sprzed wojny, kiedy doszło do tragedii na jeziorze, oglądałem zdjęcia. Ale moja książka to przecież nie tylko opowieść o wyspie. Akcja toczy się również w pobliskiej wsi i Olsztynie.
Czy czytelnicy na tyle polubili Igę kobietę po przejściach i z przeszłością, że będzie kontynuacja jej historii, czy może powróci Pan do swojego wcześniejszego bohatera, dziennikarza śledczego Pawła Werensa i serii kainickiej?
- Seria kryminałów z Pawłem Werensem spodobała się czytelnikom na tyle, że warto by się nad kontynuacją przygód dziennikarza śledczego z Olsztyna zastanowić. Książki doczekały się tłumaczeń w Niemczech i Czechach, wznowienia, wersji audio. Jeśli znalazłby się wydawca, który widziałby w swoim katalogu kolejną część tej serii, być może podjąłbym się tego wyzwania. Zakończenie trzeciej części jest przecież otwarte. Z drugiej strony, przygody Werensa mają ścisły związek z literaturą apokryficzną, a ja nieco wypadłem z tematu. Musiałbym solidnie odrobić lekcję z historii, a mam rozpoczęte inne projekty pisarskie. Co do losów Spicy, to sprawa nie jest przesądzona. Z jednej strony chciałbym chwilowo od niej odpocząć, skupić się na pisaniu czegoś innego, z drugiej strony sygnały od czytelników i krytyków są bardzo pozytywne. „Spica” była nominowana do nagrody Złoty Pocisk na najlepszą powieść kryminalną roku. To cieszy i daje dużo energii do pracy. Zatem, kto wie?
Dlaczego w swojej bogatej twórczości postawił Pan właśnie na kryminał. Czy dzisiaj jest „pogoda” dla kryminału?
- Rzeczywiście, ostatnia z wydanych przeze mnie książek to kryminał. Ale poprzednią był „Rausz”, powieść z akcją przeniesioną do lat czterdziestych dwudziestego wieku. Za rok minie dwadzieścia lat od mojego debiutu. Od tego czasu wydałem zbiór opowiadań, kilka powieści psychologicznych a nawet sztukę teatralną. Tak więc, tworzę książki różnorodne gatunkowo. Nie trzymam się kurczowo jednego sposobu opowiadania. Z kolei kryminały piszę od dziesięciu lat. Ten gatunek daje możliwość połączenia atrakcyjnej zagadki z opisem współczesności, skomplikowanych relacji międzyludzkich, zależności społecznych i politycznych. To duże wyzwanie dla pisarza. A czy dzisiaj jest „pogoda” na kryminał? Chyba tak. Wystarczy zajrzeć na listy sprzedaży w Empiku. Ale samo napisanie takiego utworu nie gwarantuje sukcesu. Wielu znanych pisarzy na kryminale poległo. Ważne jest stworzenie postaci bohatera, z którym czytelnicy się będą utożsamiali, kibicowali jego działaniom, rozumieli problemy, a kiedy trzeba złościli się na podejmowane przez niego decyzje. Oczywiście, najlepiej gdyby go pokochali miłością fanowską.
A co z konkurencją? Przecież autorów kryminałów nie brakuje. Kogo wyróżniłby Pan spośród autorów tego gatunku?
- Polskich autorów kryminałów jest coraz więcej, co wcale nie znaczy, że dobrych powieści kryminalnych przybywa. Co roku jest to kilkaset książek bardzo różnej jakości. Jak w tej masie dokonać dobrego wyboru? Są twórcy, którzy nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Ich książki można kupować w ciemno. Zdarzają się znakomite debiuty. Nie będę wymieniał nazwisk, bo to zawsze niesie ze sobą ryzyko pominięcia kogoś albo podejrzenie stronniczości. Wydaje mi się, że warto przyglądać się wskazaniom jurorów konkursów, którymi są uznani krytycy i znawcy gatunku. Zwykle warto czytać opinie fachowców.
Czy w regionie, oprócz siebie, mógłby Pan wskazać jakiegoś specjalistę w tym gatunku?
- W Olsztynie kryminały lwowskie tworzy Paweł Jaszczuk. Z Dywit pochodzi Przemysław Borkowski. Do związków z Olsztynem przyznaje się Krzysztof Beśka. W Elblągu tworzy Agnieszka Pietrzyk. W Olsztynie umieścił akcję jednej z części trylogii Zygmunt Miłoszewski. Wychodzą także pojedyncze tytuły autorów, którzy osadzają powieściową fabułę w naszym regionie. Dobrym miejscem do weryfikacji informacji w tym względzie jest baza WBP w Olsztynie. Zaglądam do niej czasem, aby sprawdzić, co ciekawego ukazało się na rynku.
Czy poza mrocznymi historiami ma Pan chwilę dla siebie, inne zainteresowania i pasje?
- Z tym wolnym czasem to różnie bywa. Po napisaniu książki, przychodzi pora na redakcję, poprawki, dopisywanie, czasem głębokie zmiany. Później zbieram materiały do kolejnej książki, czytam innych autorów, wymyślam fabułę. W międzyczasie wychodzi książka, a wtedy wykonuję obowiązki związane z promocją. Teraz, w czasie pandemii, jest ich znacznie mniej. Ale kiedyś to się skończy i wrócą spotkania z czytelnikami na żywo. Lubię podróżować, odkrywać nowe miejsca, co zwykle kończy się pomysłem na książkę. Tak było w przypadku Wiednia, do którego zawsze chętnie się wybieram. Z tych wypraw powstała powieść kryminalna. Nałogowo oglądam filmy, co siłą rzeczy wpływa na mój sposób obrazowania. Interesuję się piłką nożną. Oczywiście, czytam również dla przyjemności. Co może być pewnym zaskoczeniem, najbardziej lubię sięgać po biografie. Jestem również zdeklarowanym kociarzem.
Rozmawiała Katarzyna Leśniowska
Komentarze (10)
Dodaj swój komentarz