- Po II wojnie światowej powróciła na Warmię Polska. Po 170 latach od I rozbioru znowu zaczęto rozmawiać w tutejszych urzędach po polsku i wydawać w tym języku oficjalne rozporządzenia władz. W latach 40. i 50. nastąpił też masowy exodus ludności niemieckiej, która wyjeżdżała do swojej ojczyzny za Odrą. Także Warmiacy, za czasów zaboru poddawani prześladowaniom jako ludność przyznająca się do polskich korzeni, byli potem, po II wojnie, traktowani tutaj jako „Niemcy" i w związku z tym czuli się zmuszeni do wyjazdu na zachód.
- Rzeczywiście, do roku 1945 zamieszkiwało te ziemie zupełnie inne społeczeństwo, niż to, które ukształtowało się tutaj w latach powojennych. Wcześniej mieszkańcy naszego regionu reprezentowali głównie dwie grupy: mazurskich ewangelików oraz warmińskich katolików. W okresie powojennym mazurscy ewangelicy wyjechali w większości do Niemiec, a z różnych stron dawnej Rzeczpospolitej najechało mnóstwo ludności przyznającej się do korzeni katolickich. I kiedy ludność ewangelicka stopniowo topniała, a przybywało katolików, nastąpiło kompletne wymieszanie obyczajów – także świątecznych – praktykowanych przez wyznawców tych dwóch nurtów chrześcijaństwa. Pojawiła się na przykład Wigilia – czyli uroczysta kolacja w przeddzień rocznicy narodzin Chrystusa, podczas której jej uczestnicy dzielą się opłatkiem. Ten obyczaj nie był tu wcześniej praktykowany nawet w rodzinach katolickich.
- Rok 1945 to nie był pierwszy „przełom cywilizacyjny" mający wpływ na przemianę tutejszej obyczajowości...
- Poprzedni, w drugiej połowie XIX stulecia, miał związek z nastaniem ery przemysłowej. Wielkich fabryk na Warmii i Mazurach wtedy nie zbudowano, dotarła tu jednak kolej a wraz z nią tanie wyroby tekstylne produkowane na masową skale w niemieckim przemyśle odzieżowym. Spowodowało to kurczenie się tutejszego rękodzielnictwa.
- Jednak kiedy na przełomie XIX i XX wieku wchodził nasz region w nowoczesność technologiczną, nie zerwano przecież z dnia na dzień ze starą tradycją kulturową.
- Warmia była zawsze katolicka i silnie ugruntowane były tutaj elementy kulturowe typowe dla katolicyzmu. Pomimo tego nie wszystkie katolickie zwyczaje powszechne w innych rejonach Polski występowały na Warmii. Nie praktykowano na warmińskich wsiach zwyczaju uczestnictwa w pasterce. Ten katolicki obyczaj występował jedynie wśród ludności zamieszkałej w miastach. I dopiero, kiedy po 1945 roku przybyła na te ziemie ludność katolicka z innych stron kraju, upowszechnił się on również wśród mieszkańców wsi, podobnie zresztą jak uroczyście obchodzona wigilija, podczas której dzielono się opłatkiem.
- Jednym ze starych zwyczajów bożonarodzeniowych, praktykowanych jeszcze także po wojnie, było chodzenie z Szemlem.
- Temu białemu „koniowi" przypominającemu krakowskiego lajkonika – w tej roli występował mieszkaniec wsi nakryty białym „całunem" – towarzyszył mały orszak. Szemel wpadał do chałupy, skakał, dzwonił dzwoneczkami a jego najstarszy „sługa" rozdawał dzieciom prezenty. To była tradycja kultywowana na Warmii. Z kolei na ewangelickich Mazurach prezenty przynosił dzieciom Mikołaj, zwany z niemiecka: Nikolusem albo Pikolusem. Często były to podarki symboliczne, w postaci na przykład słodyczy. W czasach ogólnej biedy mało kogo było stać na coś więcej. Ewentualnie dzieci mogły liczyć na własnoręcznie wykonane przez ich opiekunów drewniane zabawki. Była to wtedy radosna niespodzianka na miarę tamtych czasów.
- A skąd wziął się ten obyczaj?
- Nikt nigdy nie wyjaśnił do końca, skąd pochodzi ta tradycja. Badacze wskazują na fakt, iż w zwyczajach związanych z chodzeniem przebierańców (maszkar) zachowały się resztki magii wegetatywnej. Podkreślić należy, że specyfika tego typu zjawisk w kulturze polega na tym, że po upływie wielu lat i pokoleń nikt już nie pamięta, jakie znaczenie miały poszczególne elementy danego rytuału. I jest on kontynuowany według starego przepisu, chociaż osoby go odprawiające przypisują już nieraz zupełnie inne znaczenie tej procedurze, niż miała ona na początku.
W czasach po II wojnie światowej praktykowano chodzenie z Szemlem po prostu siłą wielopokoleniowej tradycji, bez wnikania w znaczenie poszczególnych elementów całego rytuału. Szemel wpadał do izby hałasując dzwoneczkami, a wraz z nim kilkoro przebranych „sług”. Wszyscy byli ubrani na biało i mieli na twarzach maski. Najstarszy „sługa” prosił dzieci o wyrecytowanie pacierza, zadawał im różne pytania a potem wręczał prezenty. Czasem pojawiał się w tym orszaku kominiarz, czasem baba czy koza - postacie z innych orszaków świątecznych.
Ten zwyczaj ogólnej zabawy „kupiła”też ludność napływowa, która przybyła na Warmię po wojnie. I także ci przybysze, nieraz z odległych stron, zaczęli praktykować chodzenie z Szemlem.
- Czy Szemel mógł pochodzić z tradycji pruskiej jeszcze?
- Tego się pewnie już nigdy nie dowiemy. Bardzo trudno ustalić, które tradycje czy obyczaje wywodzą się z czasów jeszcze przedchrześcijańskich, a do tego, czy pochodzą one od zamieszkujących te ziemie plemion pruskich, czy może na przykład od graniczących z nimi Słowian. Okres znany obecnie jako Święta Bożego Narodzenia był w czasach przedchrześcijańskich poświęcony kultowi zmarłych. Wierzono, że dusze mieszkające w zaświatach właśnie w tym okresie uaktywniają się bardzo na ziemskim planie fizycznym. I z tym „świętem zmarłych" – tutaj w cudzysłowie, ponieważ chodzi tu o dwutygodniowy okres, a nie tylko jeden dzień – związana była cała obyczajowość.
- Praktykowany do dzisiaj obyczaj pozostawiania na wigilijnym stole pustego talerza, to właśnie wspomnienie z tamtych czasów...
- Tak, chodziło o ugoszczenie duszy zmarłego członka rodziny, która w tym szczególnym czasie mogła zechcieć odwiedzić swoich. Ale chodziło nie tylko o duszę zmarłego przodka. Generalnie wierzono, że właśnie w tym czasie dusze zmarłych podróżują po świecie i mogą odwiedzić także naszą kolację. Dlatego i podłogę, i ławę do siedzenia posypywano wtedy piaskiem, aby przekonać się, czy owa dusza naprawdę przybyła. Jak już wspomniałem, trudno tutaj wskazać konkretne źródła tej obyczajowości.
Kalendarz dla Mazurów 1924
- A może w ogóle mają one korzenie indoeuropejskie? Już dawno temu badacze doszli do wniosku na podstawie badań językowych, że kultury ludzkie funkcjonujące na ogromnym obszarze od kanału La Manche po subkontynent indyjski wywodzą się z jednego, wspólnego pnia określonego mianem „praindoeuropejskiego".
- Tak zapewne jest. Fakt, że w tak wielu odległych od siebie kulturach odnaleźć można wspólne wątki, wyraźnie sygnalizuje wspólne źródło. Na przykład biblijny symbol jabłka został zidentyfikowany przez badaczy kultury także w innych rejonach Ziemi. Ale wracając do identyfikacji elementów kulturowych na naszych ziemiach – nie jest już dzisiaj możliwe oddzielenie tych, które zostały tutaj przyniesione wraz z krzyżacką kolonizacją od tych, które były wcześniej. Na przykład ustawianie czterech snopów zboża w czterech narożnikach izby miało przynieść obfitość tych dóbr w nowym roku. Ten rodzaj „myślenia magicznego" jest spotykany w wielu kulturach. A te stare, słowiańskie obyczaje, utrzymywały się na Warmii i Mazurach jeszcze w latach 60. Według dawnych wierzeń okres na przełomie grudnia i stycznia to był wyjątkowy czas aktywności świata nadprzyrodzonego - w którym coś się kończy i za chwilę będzie zaczynało.
- Już w XIV wieku północna część Warmii zaczęła być zasiedlana przez ludność niemieckojęzyczną, a południowa przez polską.
- Ten proces trwał potem przez pokolenia. I wtedy zaczął kształtować się język warmiński, będący swoistą mieszanką gwary mazowieckiej i języka niemieckiego. Z Mazowsza, Kujaw i Podlasia, sąsiadujących z Warmią, przybywali osadnicy szukający lepszego życia. A polscy chłopi, po zamieszkaniu na Mazurach, przechodzili na luteranizm.
- I stąd ta specyficzna różnica kulturowa pomiędzy katolicką Warmią i protestanckimi Mazurami...
- Kulturę warmińską określić można jako wizualną, natomiast mazurską jako kulturę słowa. A wracając do tematu naszej rozmowy, pewne zwyczaje się pokrywały. Na przykład „jeglijka", czyli zielone gałązki drzew iglastych wieszane w chałupie w okresie świąt.
- Później zamieniła je choinka...
- W wieku XIX zwyczaj ubierania choinki praktykowany był wyłącznie w domach niemieckich. W domach ludności polskojęzycznej pojawił się około 1910 roku.
- I znów mamy tutaj do czynienia ze światem „magicznej" symboliki pochodzącej z czasów przedchrześcijańskich, do której „dopisano" potem różnego rodzaju znaczenia chrześcijańskie.
- Dzisiaj choinka jest już dla nas wyłącznie ozdobą dającą poczucie, że są święta. Możemy dzięki niej doświadczać ciepła rodzinnego. I nikt nie odnosi jej na przykład do drzewka w raju, a jabłek wiszących na choince nie kojarzy z owocem poznania dobra i zła. Jest to przykład adaptacji przez chrześcijaństwo wcześniejszego symbolu wiecznego życia, jakim jest zielone drzewko w zimie, będące także symbolem obfitości. W niektórych regionach stanowiło ono także moc ochronną przed duchami.
- I to także już w czasach chrześcijańskich?
- Dla spadkobierców dawnej tradycji przedchrześcijańskiej najważniejszy był element symboliczny związany z magią. I te snopki zboża ustawiane w rogach izby miały zapewnić powodzenie w nowym roku. Symbolizowały one przetrwanie oraz zapewnienie sobie lepszej przyszłości. To była kontynuacja dawnych, magicznych wierzeń, że taki „talizman" może przynieść coś dobrego. Natomiast chrześcijaństwo wyrażało się bardziej w kulturze słowa, czyli na przykład w czasie śpiewania kolęd.
- Kolejnym obyczajem świąteczno-noworocznym były „rogale”
- To był już inny orszak, który chodził po domach w okresie między Nowym Rokiem a Trzema Królami. Zespół „maszkar“ składał się z najczęściej z postaci zwierzęcych, takich jak: niedźwiedź, bocian oraz koza, którym towarzyszyły: baba i chłop, diabeł, kominiarz oraz wojak. Ich odwiedziny okraszane był wieloma żartami, tańcami oraz przyśpiewką mającą zachęcić gospodynię do hojności:
Stumpa pani stumpa
Kluczykani brzunka
Od komórki do komórki
Szuka noża do pieczunki
Rogale!
- Na zakończenie porozmawiajmy jeszcze chwilę o potrawach spożywanych w ten świąteczny czas.
- Na całej Warmii ogromne znaczenie przypisywano grochowi. Na przykład w Worytach mówiono nawet, że „tyle będzie dobrego w Nowym Roku ile grochu. A z kolei na Mazurach spożywanie w tym czasie grochu było surowo zakazane. Mogło bowiem powodować wrzody. Na świątecznym stole musiały pojawić się takie potrawy jak: pieczona gęś, kiełbasy, kaszanka, ciasto drożdżowe – „kuch“ oraz pierniki. Charakterystyczny zwyczajem warmińskim było spożywanie brei, potrawy z maki żytniej z dołkiem po środku, do którego wlewano tłuszcz ze skwarkami. Breja jedzona była przez całą rodzinę z jednej miski, co miało potwierdzać jedność rodziny. Święta obchodzono do trzech dni - tak długo, jak długo wystarczyło jedzenia.
Oprócz tego w dzień Nowego Roku pieczono nowolatki - małe ciasteczka z pytlowej mąki, którym przypisywano właściwości wzmacniające oraz uzdrawiające. Miały zapewnić dobrobyt, pomyślność oraz zdrowy chów zwierząt. Przedtem, w trzeci dzień świąt Bożego Narodzenia, święcono wino oraz piwo kandyzowane lub jałowcowe, które dodawano później do ciasta. Nowolatka były suszone na rozgrzanej blasze kuchni.
Podawano krowie ciasteczko wyobrażające krowę, a koniowi wyobrażające konia, co miało ochronić je przed chorobami oraz zapewnić pomyślność. Resztę skrzętnie chowano, ponieważ służyła potem jako lekarstwo w razie chorób. Najważniejsze były tu postacie Trzech Królów, wyobrażone jako trzy paluszki z ciasta zagniecione na krzyż. Młode dziewczyny wyciągały losowo nowolatki z naczynia i w ten sposób wróżyły sobie przyszłość. A nowolatki wciskane w korę drzew owocowych miały w magiczny sposób wspierać siły życiowe drzewa oraz nakłonić je do bardziej obfitej „produkcji” owoców.
- Zatem to „magiczne” ujęcie rzeczywistości, odziedziczone po dawnych przodkach, pozostawało zawsze istotnym elementem warmińskiej oraz mazurskiej kultury ludowej.
- Jak chyba każdej innej kultury zwanej „ludową”, rozwijającej się w ścisłym związku z naturą.
Komentarze (5)
Dodaj swój komentarz