Czy pamięta Pan pierwszą zbiórkę żywności?
- Pierwsza zbiórka żywności mocno zapadła mi w pamięć. Wówczas zebraliśmy około 5 ton żywności, którą przechowywaliśmy w dwóch pokojach, zastawiając je makaronem, mąką, ryżem, olejem pod sam sufit. Wokół krzątali się podekscytowani wolontariusze, którzy zdumieni mówili „w życiu nie myśleliśmy, że możemy nazbierać tyle żywności”. Myślę, że wszyscy zdaliśmy sobie wówczas sprawę, ile można zrobić dobrego, jeśli działa się wspólnie.
Zanim jednak doszło do pierwszej zbiórki, w marcu 2000 roku trzy stowarzyszenia utworzyły Bank Żywności w Olsztynie, który oficjalnie został wpisany do rejestru 14 lipca tego samego roku. Skąd wziął się pomysł na jego założenie?
- Pod koniec lat 90. miałem już doświadczenie w kwestiach działania takich organizacji, byłem członkiem rady fundacji Banku SOS w Warszawie, więc w regionie starałem się zarazić innych pomysłem utworzenia Banku. Grunt pod takie działanie był odpowiedni, bo potrzeby społeczne w tamtym czasie na Warmii i Mazurach były ogromne. Byliśmy na samym szczycie listy, jeśli chodzi o ubóstwo.
Działania zmierzające do powołania Banku zintensyfikowaliśmy pod koniec 1999 roku, kiedy temat ten podjęło siedem organizacji i stowarzyszeń. Ostatecznie zostały trzy, które założyły Warmińsko-Mazurski Bank Żywności: Stowarzyszenie Dzieciom Wiejskim z Jonkowa, Olsztyńskie Stowarzyszenie Wsparcia Społecznego oraz Stowarzyszenie Centrum Rozwoju Ekonomicznego Pasłęka.
Rozwój Banku nie byłby także możliwy bez wolontariuszy, którzy współpracują z nim nie tylko przy zbiórkach.
– Oni zawsze stanowili ważny filar działalności Banku, na początku naszego istnienia nic bez nich nie moglibyśmy zrobić. Na wczesnej fazie istnienia pomagali nam strażacy, strażnicy miejscy, pracownicy socjalni punktów pomocy społecznej, pracownicy schroniska dla bezdomnych, żołnierze, zaprzyjaźnione firmy.
Wolontariusze odgrywają istotną rolę przy zbiórkach. Bywało tak, że w czasie weekendu udało się nam zebrać w województwie 70 ton żywności, a przy zbiórce pracowała armia 5000 wolontariuszy. Staraliśmy się ich wyróżniać, co roku organizując Galę Wolontariatu. Trzeba przyznać, że bez ich pomocy nie bylibyśmy w miejscu, w którym obecnie jesteśmy. Dziś wolontariusze odgrywają równie ważną rolę, wystarczy przyjrzeć się ostatnio organizowanej przez nas „Akcji Zupa”, podczas której posiłki rozwozili właśnie oni.
Dwadzieścia lat temu u fundamentów powstawania Banku Żywności w Olsztynie stały dwa cele: eliminacja niedożywienia oraz ratowanie żywności przed zmarnowaniem. Czy cele te się zmieniły?
– Na początku rzeczywiście naszym pierwszym celem była pomoc społeczna i idea pomagania drugiemu człowiekowi. Uważam, że nigdzie na świecie nie powinno być tak, że człowieka nie stać na podstawowe rzeczy zaspokajające jego egzystencję. A żywność jest jedną z takich rzeczy.
Na początku działalności Banku trudno nam było przebijać się z komunikatem dotyczącym niemarnowania żywności. Gdy rozmawiałem o tym problemie z kierownictwem różnych sieci handlowych, to traktowany byłem czasem jako osoba, która chciałaby zakłócić lub ograniczyć sprzedaż, bo sieci wychodziły z założenia, że liczy się przede wszystkim sprzedaż. A co się dalej stanie z tą żywnością? To już nie miało znaczenia. Dopiero po kilku latach mówienia o tym problemie sprzedawcy zaczęli się tym interesować.
Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że wśród ludzi jest niski poziom wiedzy na temat żywności i sposobów jej przygotowywania, więc zaczęliśmy edukować w tym zakresie. Cały czas jednak byliśmy blisko człowieka i w pierwszych latach często korzystaliśmy z pomocy bezdomnych ze schroniska, co sprawiło, że podjęliśmy w tym zakresie współpracę z Centrum Integracji Społecznej. Część z tych bezdomnych zaczęła pojawiać się częściej, część z nami została, znajdując po jakimś czasie zatrudnienie. Okazało się potem, że przez kilkanaście lat przez nasze struktury przeszło ponad 100 bezrobotnych i wielu z nich odnalazło się potem na rynku pracy. Dziś ten sektor związany z aktywizacją zawodową i społeczną w działalności Banku rozrósł się i stał się ważnym ogniwem wsparcia poszczególnych osób czy rodzin.
Ostatnie lata to gwałtowny rozwój kadrowy i bazowy Banku, który zaowocował otwarciem Kuźni Społecznej. Jaka idea jej przyświeca?
– Banki żywności w Europie swój model funkcjonowania opierają na współpracy z samorządem i biznesem, więc przyszedł mi do głowy pomysł, aby stworzyć organizację opartą o niezależne finansowanie, zapewniające jej stabilność. Przekonaliśmy się parę lat temu, gdy Program Operacyjny Pomoc Żywnościowa został wstrzymany, że utrzymywanie się z zewnętrznych dotacji może być nietrwałe. Dlatego w Kuźni Społecznej chcemy organizować projekty społeczne w oparciu o komercyjne podejście, a wypracowany zysk przeznaczać będziemy na utrzymywanie Banku.
Finanse to jednak nie wszystko, uruchomienie Kuźni Społecznej otwiera szereg możliwości na aktywizację społeczną i zawodową. Chcemy wyławiać osoby, które są poza rynkiem pracy, dając im szansę pracy z nami w kuchni Kuźni, przy organizacji wydarzeń czy obsłudze i utrzymaniu budynku.
Tworząc to miejsce, chcieliśmy także, aby łączyło ono ludzi organizacji pozarządowych i biznesu. Chcemy w Kuźni wspierać firmy i przedsięwzięcia w początkowej fazie działalności, będąc inkubatorem przedsiębiorczości.
Zmieniał się Bank, ale Pan też musiał się zmienić i ze społecznika stał się Pan biznesmenem, zarządzającym wieloosobową organizacją z kilkunastomilionowym budżetem. W jednym z wywiadów prasowych mówił Pan o tym, że jest „wrażliwy na ludzką krzywdę”. Czy ta wrażliwość w obliczu tych wszystkich zadań, natłoku obowiązków i nowych wyzwań, nie stępiła się?
– Czy zmieniła się moja wrażliwość? Dla mnie bardzo ważny jest człowiek i jego los. Jeśli chcemy mu pomóc, to powinniśmy to robić w sposób godny, ale też skuteczny. Ważne jest, aby niesione przez nas wsparcie przyniosło długofalowy efekt i rozwiązania. Dlatego interesuje mnie, co się dzieje potem z ludźmi, którym pomogliśmy, bo bywało tak – na przykład w pracy z byłymi bezdomnymi – że wprowadziliśmy kogoś na właściwą ścieżkę funkcjonowania, ale po siedmiu-ośmiu latach działo się coś złego i ponawialiśmy proces wsparcia, żeby ta osoba nie została sama.
Komentarze (6)
Dodaj swój komentarz