Przeczytałam dziś ciekawy artykuł na temat warszawskiego wykładowcy, który nie bał się opowiedzieć o tym jakie naciski wywierają władze uczelni na wykładowców. Cytuję jego słowa:
„W chwili, gdy miałem wpisać do indeksów oceny niedostateczne, były tam już wpisane oceny lepsze, zaliczające - mówi nam dr Robert Filipkowski, który uczył na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.
Zastanawiałam się czy tego typu sugestie padają tylko z ust rektora UWM-u czy ta patologia objęła już cały kraj – mam odpowiedź. Wracają niedawno z Gdańska do Olsztyna, słuchałam radiowej audycji na temat upominania wykładających przez samego rektora olsztyńskiego uniwersytetu, który nakazywał ograniczenie do minimum wystawianie ocen niedostatecznych. Nie mogłam w to uwierzyć, jednak puszczona po chwili radiowa wypowiedź rektora – utwierdziła mnie w tym. Władzom zależy na studentach, bo studenci wiążą się z profitami dla uczelni. Wiadomo, że władze UWM-u mają wiele priorytetów związanych z rozbudową obiektów, zakupem wyposażeń itp., jednak większość z planów, realizują dzięki unijnym dotacjom. Wydaje mi się, że studenci bardzo cierpią na tego typu decyzjach i tak naprawdę są pomijani w tych wszystkich inwestycjach. Uczelnia chce się pokazać, a student się męczy. W końcu zostaje absolwentem, który spędził nad książkami tyle, ile ja słuchając opery..
Nie tylko ta kwestia mnie boli. Jestem wręcz oburzona traktowaniem studentów np. z Wydziału Nauk Społecznych, którzy są przerzucani z jednego budynku do drugiego, a gdy w już w końcu zdążyli się zadomowić na Głowackiego, UWM wynajął najwyższe piętra jednemu z miejskich urzędów. Obecnie cały budynek przechodzi w urzędnicze ręce a studenci (głównie pedagogiki) kursują pomiędzy Kortowem, Starówką, Żołnierską a Głowackiego. Super prawda?
W kwestii warunków mieszkaniowych jakie oferują akademiki należące do UWM-u, nie będę się więcej wypowiadać. Zrobiłam to już dawno temu tutaj.
Przekonałam się wszem i wobec w ciągu 5 lat studiów na UWMie, że student jest dla władz ostatnią osobą, która powinna być brana pod uwagę w planowanych inwestycjach. Najważniejszy jest LANS. Trzeba się w końcu pokazać w Unii.. Typowa polaczkowość, na każdym kroku w każdej dziedzinie. Coś w stylu zastaw sie a pokaż się - produkuj nieuków, ale skacz do góry w rankingu.
Być może właśnie pieniądze z UE są źródłem takich patologii. Wspomniany przeze mnie wykładowca mówi:
"Dostajemy pieniądze z Unii, dostajemy programy, dlatego ważne jest, żeby wszyscy byli zadowoleni- takie tłumaczenia słyszałem - ciągnie Filipkowski i nazywa tę sytuację zbiorową fikcją. - Ja udaję że wykładam, studenci udają, że się uczą. Tylko pieniądze są prawdziwe".
A co jeśli ktoś nie ma pieniędzy a pragnie zdobyć rzetelnie przekazaną wiedzę? Chyba jest Nas coraz mniej a będzie jeszcze mniej..
Oczywiście ministrowie się burzą (haha) i udają, że coś z tym zrobią. Czytam sobie kolejny artykuł:
„Kontrole już są zlecone. Te sytuacje trzeba gruntowanie zbadać - powiedział wiceminister edukacji. Jak podkreślił, rozwiązanie pojedynczych przypadków nie załatwi sprawy. Potrzebne są rozwiązania systemowe:- Bo źródło tego zjawiska to nieprzystosowanie uczelni do sytuacji masowego kształcenia”
Mogę to skwitować jedynie ironicznym śmiechem i mieć nadzieję, że moje dzieci nie będą traktowane jak podmioty w międzyuczelnianych rozgrywkach.
Komentarze (13)
Dodaj swój komentarz