W sierpniu tego roku miną cztery lata, odkąd to kolosalne dziecko komunizmu zostało zburzone. Moje serce płacze, kiedy widzę w internecie zdjęcia kina przed rozbiórką....
Nie wiem co na to znawcy, ale kino Kopernik było naprawdę ładne. Niektórym mogło się ono wydawać wielkim pomarańczowym(?) klocem, który możnaby zastąpić czymś nowym. Bo przecież 37 lat - kupa czasu, trzeba więc zburzyć i postawić coś na wzór Alfy. No i stawiają... piąty rok...
Nie chciałbym za bardzo się rozczulać, ale niestety mam pełno wspomnień związanych z kinem. Pierwsze jakie mi się nasuwa, to zachód słońca i ta poświata bijąca ze specyficznych płyt, którymi był pokryty budynek. Na zdjęciach tego nie widać. Trzeba byłoby znaleźć się tu latem o godzinie 20.00, usiąść na którymś z pobliskich murków, bądź schodach i zobaczyć to na własne oczy. Niektóre elementy ściany błyszczały się i naprawdę przykuwały wzrok.
Drugim wspomnieniem są graffiti. Pamiętam jak je malowano i jak bardzo byłem podniecony. Przyszła grupka 'artystów' i tworzyła kilka tygodni coś, co wtedy było dla mnie nowe i niezwykłe. Przyglądałem się i chciałem być taki jak oni. Całe kino zostało upstrzone w kolorowe malunki. Pamiętam jak chodziłem dookoła kina i próbowałem je rozczytać. Miałem 13 lat.
Kolejnym wspomnieniem są zabawy z pobliską dzieciarnią. Kiedy na moim biurku nie stał jeszcze monitor, a leżały książki, wychodziłem na dwór i spędzałem tam czas. Najlepsza była zabawa w chowanego i podchody. Kino Kopernik, pobliski parking i ''lasek'' były idealnym miejscem. Zawsze lubiłem chować się do podziemnych schodów i obserwować kątem oka co robi szukający. Heh.
Z tyłu kina znajdowała się ogromna ściana, wysoka na 7-8 pięter. Boże, jak ja kochałem te letnie, gorące popołudnia, kiedy to parking był pusty i z chłopakami kopaliśmy piłkę o ścianę. A gdy się nam znudziło braliśmy inną piłkę - do tenisa i rzucaliśmy ''kto wyżej''. Zimą podobnie, tyle, że rzucało się śnieżkami.
Ważną rolę dla wszystkich dzieci pełnił kinowy ''balonik''. Przypominał on mały taras doczepiony po prostu do kina. Jego istnienie wydaje mi się teraz tak beznadziejne, że pewnie napisałbym petycję o jego likwidację. Jednak wtedy, 15 lat temu był dla nas najważniejszym obiektem pełniącym rolę bazy/siedziby, króla/sklepu/domu/miejsca poufnych rozmów i skrytych całusów. Pamiętam jak byłem królem lasu i kazałem swoim podwładnym przynosić różne rodzaje liści i kwiatów. Wypas.
Nie zapomnę też jazdy rowerem po schodach, zbierania kasztanów w pobliżu kina, uciekania przed Cyganką, którą kopnąłem piłką w brzuch, chlapania się w pobliskich kałużach, zabaw z zapałkami i wielu wielu innych rzeczy.
No i chyba najważniejszym wspomnieniem są wizyty w kinie. Pamiętam dwie kasy (jedna zawsze zamknięta), wielki hol przed wejściem na widownie, sklepik z popcornem, no i salę z pomarańczowymi fotelami i podwyższoną sceną. Na filmy chodziłem częściej niż teraz. Z początku były to bajki i filmy familijne: Shrek, W pustyni i w puszczy, Flubber, Pocahontas, Kosmiczny Mecz, 101 dalmatyńczyków, Ekspress Polarny. Później zaczęły się odważniejsze seanse - Godzilla, Matrix, Gwiezdne Wojny, Ocean's Twelve, Jurassic Park, Osada, Daredevil, Władca Pierścieni. Szkoda, że nie pamiętam ostatniego, pożegnalnego filmu. Możliwe, że była to III cz. GW - Zemsta Sithów albo Wojna Światów.
W 2005 roku nastąpiła era Heliosa, ale ja i tak, na zawsze pozostanę dzieckiem Kopernika...
Komentarze (2)
Dodaj swój komentarz