Zdaję sobie sprawę, że po zdobyciu przez reprezentację Polski mistrzostwa świata wszelka krytyka naszych krajowych rozgrywek jest zadaniem karkołomnym, ale ja tej ligi nie lubię od dawna Szczególnie od momentu, kiedy została zamknięta i o jej kształcie, a także liczbie uczestników nie decyduje rywalizacja sportowa lecz grupa ludzi, która widzi w tym przede wszystkim biznes.
To niesprawiedliwe, gdy zespół, który jest mistrzem I ligi nie zdobywa awansu, lecz zostaje poddany totalnej weryfikacji swych możliwości finansowych, bo one stają się jedynym w zasadzie kryterium kwalifikacji do elity. Wymogi za uzyskanie licencji na grę w PLUS Lidze przekraczają zdrowy rozsądek, tymczasem rywalizacja z punktu widzenia Olsztyna jest zupełnie jałowa. Od lat w rozgrywkach dominuje kwartet (Skra Bełchatów, Jastrzębski Węgiel, Resovia Rzeszów i Zaksa Kędzierzyn), który jest nie do ruszenia, głównie ze względu na gigantyczne budżety tych zespołów.
Pozostali walczą o dalsze miejsce ( w tym sezonie 5-14), a ponieważ nikt nie spada, nie wiem doprawdy czym się podniecać. Ostatnio zajęliśmy piątą pozycję, teraz być może wylądujemy na siódmej, a i tak nie ma to większego znaczenia. Zdaję sobie sprawę, że świat idzie do przodu, trudno jednak się pogodzić ze skreśleniem fundamentalnych zasad funkcjonowania rozgrywek ligowych. Ich hierarchizacja, prawo awansów i spadków stały się solą rywalizacji, w którą zaangażowane były prawie wszystkie zespoły. Ba, dążyło się przez lata do tego, by wyeliminować z ligi tzw. mecze o nic, dlatego wprowadzano elementy dodatkowej motywacji jak na przykład baraże.
Na każdym kroku się podkreśla, że PLUS LIGA jest zawodowa. Jeśli tak, to niech będzie samowystarczalna. Posługując się współczesnymi pojęciami, sport profesjonalny w grach zespołowych musi spełniać jeden warunek konieczny – zapotrzebowanie. Skoro stawiamy na ekonomię – to bądźmy konsekwentni. Jeśli zawodnicy są już tak dobrzy – sale powinny pękać w szwach, a sponsorzy walić drzwiami i oknami, by zareklamować się podczas atrakcyjnego widowiska. Dopiero na tej podstawie można określić płace aktorom sportowego spektaklu. Tymczasem żądania gwiazd przekraczają zdrowy rozsądek, organizacja meczów również, bo przecież oprócz zwyczajnych działań trzeba utrzymać armię osób „przyklejonych” do intratnego przedsięwzięcia: obserwatorów, supervisorów, sędziów itd., bo tych dodatków do meczu jest co nie miara. Wyciąga się więc ręce do samorządów. A mnie jako podatnika nie interesuje taka opcja lecz wspieranie sportu młodzieżowego i dyscyplin indywidualnych.
W nowym układzie liga zamieniła się w cyrk z wynajętymi do grania zawodnikami, a coraz większe grono stanowią najemnicy zagraniczni. To oczywiście w perspektywie najbliższych lat ograniczy dopływ do reprezentacji utalentowanych zawodników, ale o tym przekonamy się później. Rotacja graczy w poszczególnych zespołach dezorientuje i nie ma czasu na identyfikację z klubem. W moim przekonaniu PLUS LIGA stała się nadmuchanym balonem., wypełnionym nachalnym marketingiem. Ta sztuczność, narzucanie emocji przenosi się na pojedyncze widowiska, których oprawa nie wynika ze spontanicznych zachowań kibiców, lecz z perfidnej ingerencji wodzireja. On czasami jest ważniejszą postacią niż prawdziwi aktorzy spotkania, którzy grają raz lepiej, raz gorzej. Zdalnie sterowani widzowie – kto by o tym pomyślał dwadzieścia lat temu?
Żałując tego co przeminęło, pocieszam się, że mam zawsze prawo wyboru. Przecież nie muszę oglądać meczu PLUS LIGI, gdzie karuzela transferowa kręci się tak szybko, że trudno się połapać „who is who”. Kiedyś siatkarska liga była dla mnie świętością, teraz stała się czymś obojętnym, a nawet obcym. Wyśrubowany poziom nie zastąpi pozytywnych emocji związanych z występami tych, których można było bliżej poznać i kojarzyć z moją małą ojczyzną.
Dziwi mnie tylko fakt, że te wszystkie zmiany przechodzą tak szybko i bezboleśnie. To, że są akceptowane, a wręcz promowane przez media, czerpiące z tego konkretne korzyści jest zrozumiałe, ale że łyknie to tak duża rzesza, która przekreśli fundamentalne wartości sportu – tego się nie spodziewałem.
Trzeba jakoś z tym żyć, Przecież zawsze można wybrać się na mecz juniorów…
Marek Dabkus
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz