Demonstracja zaczęła od przemów. Jako pierwszy głos zabrał Krzysztof Tomasik z Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników MOPS i Zespołu Żłobków Miejskich.
- Żądamy godnych wynagrodzeń i zmiany polityki, która w Olsztynie polega na tym, że podnoszone są płace pracownikom, głównie, gdy wzrasta płaca minimalna w kraju. Znajdujemy się na szarym końcu, jeśli chodzi o wynagrodzenia pracowników samorządowych. Jest to bardzo frustrujące dla pracowników. Odbiera im prestiż i godność. Pan prezydent nie chce naprawić błędów, które kumulując się latami, doprowadzają do tragicznej sytuacji – powiedział Tomasik.
Krzysztof Tomasik
Następnie głos zabrała przewodnicząca Związku Zawodowego „Symetria”, Ewa Wyka.
Ewa Wyka
- W 2001 roku podjęłam pracę w urzędzie. Do roku 2009 moje wynagrodzenie oscylowało wokół przeciętnego wynagrodzenia w kraju. To nie były kokosy, ale były to pieniądze, które pozwalały godnie żyć. Od momentu, kiedy władzę objął prezydent Grzymowicz nie mieliśmy żadnych podwyżek. Wszystko rosło – najniższe wynagrodzenie, najniższa emerytura. Tylko nie rosło nasze wynagrodzenie. Dlatego w 2021 roku podjęliśmy spór zbiorowy. Nie jest to przyjemna batalia. Zebraliśmy po drodze dużo upokorzeń. Co zyskaliśmy? 500 zł brutto do wynagrodzenia zasadniczego, które wypłacono nam w dwóch ratach. Swego czasu na sesji rady miasta usłyszałam taką rzecz: my radni otrzymaliśmy duże podwyżki, ale to jest żaden koszt dla budżetu miasta, gdybyśmy chcieli podnieść wynagrodzenia pracowników, to by dopiero kosztowało. My jesteśmy tylko kosztem i robi się wszystko, żeby ten koszt był najniższy, żeby na pracownikach oszczędzać. Tak było przez trzy ostatnie kadencje i tak będzie, skoro w budżecie miasta nie przewiduje się pieniędzy na waloryzację wynagrodzeń pracownika - powiedziała działaczka.
Specjalnie z Warszawy na olsztyński protest przyjechała Barbara Popielarz, wiceprzewodnicząca OPZZ. Aktywistka zadeklarowała pełne wsparcie pracowników magistratu.
Barbara Popielarz
- Przyjechałam, żeby w imieniu ponad 500 tys. członków związków zawodowych powiedzieć, że wspieramy was. To jest słuszna walka. To skandal, że prezydent nie znajduje miejsca dla dialogu. Jako OPZZ wystosowaliśmy wiele pism do pana prezydenta. Nawet wczoraj. Pamiętajmy, że niedługo są wybory i czas pana prezydenta dobiega końca. Jeśli nie szanuje się praw pracowników, nie można dłużej rządzić tym miastem – zakończyła Popielarz.
Adrian Zandberg, poseł Nowej Lewicy w swoim wystąpieniu podkreślał znaczenie usług publicznych dla funkcjonowania państwa: - Wasza praca jest niezmiernie ważna, ponieważ pełnicie usługi publiczne. Jeśli was zabraknie, to polskie państwo po prostu się posypie. Musimy naprawdę, a nie tylko w słowach, zainwestować więcej w usługi publiczne. Musimy to zrobić, bo chyba wszyscy chcemy mieć w Polsce nowoczesne państwo. Będzie to możliwe tylko wtedy, gdy wasza praca będzie godnie wynagradzana. A propos pana prezydenta Grzymowicza - jest takie wyświechtane słowo „dialog”. Niektórzy lubią go nadużywać. Otóż problem polega na tym, że to słowo coś znaczy. Pracowników, którzy przychodzą z postulatami trzeba nie tylko wysłuchać, ale też porozmawiać o rozwiązaniach. Z tym pan prezydent Grzymowicz ewidentnie ma problem.
Poseł Marcin Kulasek przypomniał natomiast, że razem z Adrianem Zadbergiem ponad roku temu interweniował u prezydenta Grzymowicza w sprawie podwyżek. Nie uzyskano jednak porozumienia.
- Prezydent Grzymowicz kiedyś miał serce po lewej stronie. Teraz to serce albo zamarzło, albo się przesunęło – powiedział poseł na Sejm IX kadencji.
Marcin Kulasek
Następnie na schodach przed ratuszem z krótkimi przemowami wystąpili: Bartosz Grucela i Małgorzata Matuszewska-Boruc z Lewicy Razem, Łukasz Michnik z Młodej Lewicy oraz Andrzej Cieślikowski ze spółdzielni mieszkaniowej „Jaroty”.
Około godziny 16:20 zgromadzeni ruszyli głównymi ulicami miasta. Na flagach i tabliczkach protestujących widniały m.in. hasła: „tramwajem się nie najem”, „dość głodowej pensji”, „pracujemy uczciwie, chcemy zarabiać godziwie” czy „sobie podwyżka syta, pracownikom ochłap i kwita”.
Prezydent Olsztyna od dłuższego czasu na zarzuty związkowców odpowiada, że w budżecie miasta nie ma funduszy na zabezpieczenie ich potrzeb. Przypomnijmy, że projekt budżetu na 2023 roku zakłada deficyt na poziomie 244,6 mln zł i jest niemal dwukrotnie wyższy, niż w roku poprzednim.
- Pan prezydent miałby więcej wiarygodności, gdyby sam sobie nie podniósł wynagrodzenia o sto procent – powiedział nam Adrian Zandberg. – Pan prezydent miałby więcej wiarygodności, gdyby mówiąc pracownikom, że trzeba zaciskać pasa na ich brzuchach, jednocześnie hojnie nie rozdawał pieniędzy warstwie dyrektorskiej. Osoby, które pracują w żłobkach, opiekują się dzieciakami. Jeśli nie będziemy im godnie płacić, to odejdą z pracy i nie będzie kto miał tymi dzieciakami się opiekować. To są absolutnie elementarne sprawy.
Adrian Zandberg
Środowa demonstracja to kolejna runda konfliktu między pracownikami sfery budżetowej a prezydentem miasta, Piotrem Grzymowiczem. Pikiety przed ratuszem odbywają się regularnie od lutego 2022 roku. Punktem wyjścia był brak porozumienia w sprawie podwyżki dla urzędników. Związek Zawodowy „Symetria” zażądał w grudniu 2021 roku dodatkowych 1500 zł brutto. Od tamtego czasu między związkowcami a miastem trwa spór zbiorowy. Do urzędników szybko dołączyli pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Zespołu Żłobków Miejskich oraz związkowcy z Domu Pomocy Społecznej „Kombatant”, postulując podwyżki o 700 zł netto.
Film oraz obszerną fotorelację prezentujemy poniżej:
Komentarze (93)
Dodaj swój komentarz