W ubiegłym roku Mateusz Kamiński i jego poznański partner Michał Kudła, swoimi udanymi występami zapewnili reprezentowanie Polski w tokijskich igrzyskach kanadyjkowej dwójce ścigającej się na dystansie 1000 m. Olsztyńsko-poznańska para startowała na poprzednich igrzyskach w Rio de Janeiro zajmując w tej specjalności 9. miejsce. O tym, kto personalnie miał w tej konkurencji reprezentować Polskę w Tokio miały zadecydować wyniki wewnętrznej kwietniowej rywalizacji najlepszych polskich osad. Kamiński i Kudła zajęli w niej dopiero trzecią lokatę co nie wystarczyło do udziału w japońskich igrzyskach.
Ponieważ start w dwójce nie był po myśli olsztynianina, przedstawiciele kajakarskiej centrali zaproponowano mu udział w krajowych eliminacjach jedynkarzy na 1000 m, ale decyzja w sprawie jego ewentualnego udziału w igrzyskach była uzależniona od wyników w zawodach węgierskiego Pucharu Świata. O przepustkę do Tokio miał walczyć z Tomaszem Kaczorem, a otrzymać ją miał lepszy z nich. Okazało się, że kanadyjkarz OKSW awansował do finału, natomiast jego rywalowi to się nie udało. W tej sytuacji wynik finału (zajął 8. miejsce) nie miał już większego znaczenia dla Kamińskiego.
- Podczas krajowych kwalifikacji przegrałem z Kaczorem, ale się nie załamałem, bo wiedziałem, że na Węgrzech to się już jemu nie uda i tak też było - powiedział olsztyński kanadyjkarz. - W finałowym wyścigu byłem mocno rozkojarzony. Najważniejszy był mój wcześniejszy pojedynek z Kaczorem, a walka między nami toczyła się o to kto zajmie lepsze miejsca i pojedzie na igrzyska. Jak to się już wyjaśniło na moja korzyść byłem bardzo szczęśliwy. Przed finałem nie mogłem z tej radości w nocy zasnąć. Wziąłem jakieś tabletki na sen, ale to nic nie dało. Na starcie czułem się niewyspany i za mało skoncentrowany. Do tego doszedł jeszcze bardzo dla mnie niekorzystny wiatr, ale robiłem co mogłem. To nie było już takie ważne, bo wcześniej byłem pewny, ze polecę z reprezentacją Polski do Tokio.
Lech Janka
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz