Do zdarzenia doszło pod koniec roku. Wtedy to pokrzywdzony z synem i żoną pojechał samochodem do zakładu naprawczego po odbiór telewizora. Mężczyźni weszli do środka, a kobieta została w samochodzie. Gdy tylko jej mąż i syn weszli do budynku, drzwi od strony kierowcy otworzyły się i po chwili zamknęły. Żona pokrzywdzonego pomyślała, że to jej mąż wrócił po swoje dokumenty. Po kilkunastu minutach gdy mężczyźni wrócili do samochodu, zadzwonił telefon kobiety. Jakież było jej zdziwienie bo połączenie było od jej męża, który siedział za kierownicą samochodu. Gdy odebrała okazało się, że rozmawia ze złodziejem, który zabrał z ich samochodu saszetkę z dokumentami męża i telefonem komórkowym. Pokrzywdzony od razu pojechał do komendy zgłosić kradzież. W czasie kiedy pokrzywdzony rozmawiał z policjantami Terasa N. odebrała jeszcze kilka telefonów z komórki męża. Prosiła sprawcę aby oddał im chociaż skradzione dokumenty. Mężczyzna powiedział, że odda im wszystko co ukradł i podał miejsce spotkania. Rodzina pojechała na spotkania ale razem z policjantami. Tomasz S. oddał skradzione przedmioty licząc na zapłatę. Funkcjonariusze zatrzymali 34-latka. Mężczyzna tłumaczył się, że niedawno wyszedł z zakładu karnego i nie ma pieniędzy, dlatego wykorzystał chwilę nieuwagi pokrzywdzonego i ukradł z jego samochodu saszetkę. Postanowił oddać dokumenty i telefon bo nikt nie chciał kupić od niego skradzionych przedmiotów. Liczył, że pokrzywdzony zapłaci mu za oddanie skradzionych rzeczy.
Tomasz S. w chwili zatrzymania miał 2 promile alkoholu w organizmie. Gdy wytrzeźwiał usłyszał zarzuty. Teraz może mu grozić nawet do 5 lat pozbawienia wolności.
Komentarze (2)
Dodaj swój komentarz