Piękne okolice domu w Orzechowie - teren obwodu łowieckiego
fot. Magda Lipka
— W grudniu 2019 odbyło się w okolicy mojego domu polowanie, które nie było w żaden sposób oznakowane — opowiada Magdalena Pękala. — Dodatkowo, kiedy wyszłam na spacer z psami i nie opuściłam drogi, po której zwyczajowo na spacery uczęszczałam, bo uznałam że brak oznakowania polowania nie uprawnia myśliwych do zawłaszczania terenu, zaczęli strzelać do zwierzyny pomimo mojej obecności na linii strzału. Pani Magdalena wezwała wtedy policję, która nie dopatrzyła się jednak w postępowaniu myśliwych znamion czynu zabronionego. — Zbulwersowały mnie wypowiedzi myśliwych z postępowania — opowiada pani Magdalena. — Wyszli by jeszcze z klasą, gdyby nic nie mówili. Natomiast z tego, co opowiadali wynikało, że tablic ostrzegających o polowaniu było co niemiara. Jeden z nich pamiętał nawet jakąś przyczepę z tablicą – co było oczywiście wierutną bzdurą. Wiele wątpliwości budzi także postawa policji w tej sprawie. — Dostali przecież od nas nagranie rozmowy myśliwych, z której wynika, że najbliższa tablica informująca o polowaniu jest we Frączkach, czyli 3,5 kilometra stąd.
Mieszkanka Orzechowa zwróciła się pisemnie do Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego o wykładnię przepisów w tej materii.
— Specjalnie napisałam aż do Warszawy, ponieważ tutaj, w Zarządzie Okręgowym w Olsztynie, zasiada prezes Koła Łowieckiego, na które chciałam się poskarżyć. Odpowiedź przyszła jednak z Olsztyna, miesiąc później, 31 sierpnia 2020. Zarząd Okręgowy PZŁ w Olsztynie poinformował, iż wobec braku możliwości zweryfikowania wydarzeń, które miały miejsce w grudniu poprzedniego roku, postanowił oprzeć się na opinii funkcjonariuszy policji, którzy „przeprowadzili stosowne czynności" na miejscu zdarzenia. I ponieważ „nie stwierdzili oni nieprawidłowości w przebiegu i organizacji polowania" Zarząd Okręgowy jedyne, co może zaproponować, to udostępnienie danych adresowych koła w celu nawiązania deklarowanej współpracy, a za najlepsze rozwiązanie uznaje spotkanie, podczas którego „wyjaśnione zostały by wszystkie zarzuty i wątpliwości a także - w oparciu o istniejący porządek prawny - jasno przedstawione prawa i obowiązki każdej ze stron”, przy czym spotkania nie proponuje i nie zaprasza na nie. Dodatkowo zwraca w tym piśmie uwagę pani Magdalenie, że szereg wysuwanych przez nią argumentów „wynika z nieznajomości przepisów prawa lub ich błędnej interpretacji".
Dotyczy to przede wszystkim zarzutu o niepoinformowaniu o zamiarze przeprowadzenia polowania osób zamieszkałych na terenie obwodu łowieckiego, w którym to polowanie zostało zorganizowane. Jak pisze Łowczy Okręgowy Romuald Amborski „żaden akt prawny nie obliguje koła łowieckiego do przekazywania tej informacji bezpośrednio mieszkańcom gminy". Koło dopełniło za to obowiązku przekazania stosownej informacji wójtowi gminy oraz nadleśniczemu sprawującemu nadzór na terenie planowanych łowów. Krótko mówiąc, nie ma już o czym mówić.
Pani Magdalena nie dawała jednak za wygraną. — Moja irytacja co do zarzutu nieznajomości przepisów wynika z tego, że jestem radcą prawnym i od wielu lat zajmuję się m.in. prawem karnym, które ma zastosowanie przy prawnej analizie"wypadków" podczas polowań. Kiedyś pracowałam w wydziale karnym, gdzie takie sprawy były rozpoznawane i nie jest to dla mnie temat znany tylko z mediów społecznościowych. W związku z tym skierowała do ZG PZŁ kolejne pismo. — OK, przyjmuję do wiadomości, mogę się nie znać, chociaż nie wydaje mi się, by było to możliwe — mówi z irytacją. — Przepisy rozporządzenia i prawa łowieckiego są przecież jednoznaczne, więc stwierdziłam, iż poproszę o wykładnię ich ze strony Zarządu Głównego PZŁ. Jeżeli naprawdę myśliwi nie mają obowiązku oznakowania obszaru polowania, to chcę to usłyszeć od Zarządu Głównego. Jeżeli mają prawo strzelać w obecności innych osób, to niech mi o tym napisze ZG. To pismo nosi datę 27 września 2020. W połowie grudnia Pani Magdalena wysłała wiadomość nawiązującą do tego pisma, w której podkreśliła, że nie udzielono jej odpowiedzi. I wtedy doczekała się „ceglastej wiadomości", która wpadła przez szybę 20 grudnia.
— Ktoś, kto wrzucił nam tę cegłę przez zamknięte okno, wiedział, że koresponduję z Zarządem Głównym i dlatego nieudolnie wydrapał na niej koślawe litery ODPOWIEDŹ PZŁ — mówi pani Magda. — Dopominałam się odpowiedzi, to ją dostałam. Jedyny kłopot w tym, że ten napis nie jest na razie żadnym dowodem w sprawie. Być może biegły grafolog mógłby zidentyfikować autora tej „przesyłki", gdyby policja zechciała zająć się sprawą na poważnie. Bo na razie wygląda, że niekoniecznie ma na to ochotę. — Nawet nie wzięli tej cegły do ręki, więc nikt nie zobaczył napisu — opowiada córka pani Magdaleny, nosząca to samo imię, co mama. — I jeszcze powiedzieli, że jak chcemy złożyć zawiadomienie, to musimy przyjechać na komisariat do Dobrego Miasta. Tak się złożyło, że był to ten sam policjant, który przyjechał na poprzednią interwencję wtedy w grudniu. — I tak samo jak wtedy, tak i teraz nie był specjalnie zainteresowany tym, co mamy do powiedzenia — konstatuje z goryczą pani Magdalena. — Jest gdzieś ta granica walenia głową w mur — dodaje ze smutkiem, komentując brak zaangażowania policji w jej sytuację. Podkreśla, że w toku postępowania o wykroczenie, którego miała się dopuścić podczas polowania w grudniu 2019r. zakwalifikowanego z art. 51 kodeksu wykroczeń odmówiono jej nawet dostępu do akt. — Policja przysłała mi informację, z której wynika, że w toku postępowania zostałam przesłuchana, wskazano nawet datę. A ja w związku z tym postępowaniem nie byłam przecież w ogóle na policji. Ma także żal do gminy, że — Zamiast napisać do PZŁ prośbę o wskazanie, gdzie będą polować, żeby mieszkańcy byli bezpieczni, to przekazali im moje pismo, w tym mój adres i wychodzi na to, że tylko ja się ich czepiam.
„Odpowiedź z PZŁ", która wpadła przez okno - fot. Magda Lipka
Niedawno rozpoczął się kolejny sezon polowań. — Napisałam do gminy z prośbą o podanie do naszej wiadomości konkretnych miejsc, gdzie te polowania będą się odbywać. Gmina Dobre Miasto nie publikuje nawet harmonogramu polowań, nie wspominając o konkretnych miejscach. W Gminie Jeziorany, w internetowym BIP-ie taki harmonogram polowań zbiorowych jest upubliczniany. Niestety również bez dokładnego miejsca. Bo obwód to przecież kilkaset hektarów i nie mam pojęcia, czy mogę w tym czasie zapraszać gości do domu, czy nie. Gmina przekazała ten wniosek Kołu Łowieckiemu – podejrzewam, że ze wszystkimi danymi osobowymi. Odpowiedź z Koła Łowieckiego przyszła na mój prywatny e-mail – a skąd by go mogli mieć, jak nie z tej informacji?
Nie wydaje się także, by Koło Łowieckie było organem administracji publicznej, który może administrować danymi osobowymi obywateli. — Gmina odpisała mi, że udostępniła moje dane Kołu Łowieckiemu na podstawie przepisów kodeksu postępowania administracyjnego o właściwości organów publicznych. Spytałam więc, jakie dane zostały im udostępnione, ale ten wniosek pozostał w ogóle bez odpowiedzi. Koło Łowieckie przysłało mapkę z zaznaczonym obwodem łowieckim, na której widać nasz dom, pastwiska oraz wszystkie drogi gminne. Czyli wynika z tego, że mogą sobie strzelać na moim terenie. Wszędzie tutaj będzie teren polowania. Złożyłam więc sprzeciw do gminy bo, po pierwsze: nie mają prawa polować u mnie w domu. Nic też nie wiem o tym, żeby polowanie mogło odbywać się na przykład na drogach gminnych. A po drugie: burmistrz nie podał do publicznej wiadomości żadnego terminu ani miejsca polowania. I oczywiście żadnej odpowiedzi na to pismo do dzisiaj nie otrzymałam. Na serio obawiamy się, do czego jeszcze są zdolni i do czego posuną się, żeby w spokoju strzelać na tych pięknych terenach.
Magdalena Pękała z cegłą, która wleciała przez okno do jej domu
Fot. Łukasz Kozłowski / Olsztyn.com.pl
I na tym kończy się opowieść pani Magdaleny. Zwróciliśmy się do Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego, a także do rzecznika prasowego policji z prośbą o przedstawienie ich wersji wydarzeń. Po otrzymaniu odpowiedzi, natychmiast je Państwu udostępnimy.
Komentarze (67)
Dodaj swój komentarz