Przypomnijmy, mieszkaniec Warmii i Mazur jako jedyny Polak bierze udział w trudnym wyścigu Finnmarkslopet w Norwegii. Zmagania rozpoczną się 7 marca, sanie zawodnika z Warmii i Mazur będzie ciągnęło 14 psów rasy alaskan husky.
Prezentujemy pierwszą część relacji Biegnącego Wilka z wyprawy do Norwegii.
Sztokholm, 3 marca
Miasto królów
Pierwszym przystankiem na naszej północnej trasie jest Sztokholm. Jadąc przez to miasto nie sposób się tam nie zatrzymać choćby na chwilę. Czasu na zwiedzanie mamy niewiele, ale godzinny spacer po przepięknej starówce zawsze robi niezwykłe wrażenie. Krótka wizyta na dziedzińcu królewskiego zamku, spacer po labiryncie klimatycznych uliczek i odwiedziny w kilku sklepach z antykami - oto nasz program.
Wśród licznych starych pamiątek znajdujemy kilka wspaniałych eksponatów związanych z kulturą Samów do Muzeum Eskimoskiego w Republice Ściborskiej. Cena jest na razie dla nas nieosiągalna - może w drodze powrotnej muzeum zyska jakiś nowy eksponat.
Finlandia, 4 marca
Koło podbiegunowe i 1000 kilometrów przez las. Praktycznie od Sztokholmu jedziemy przez las. Za oknami auta wciąż widać olbrzymie połacie leśne – aż po horyzont. Dominuje głównie sosna i świerk. Mimo małych rozmiarów mają one po wiele lat - rosną na ubogim, skalistym podłożu. Po dwóch dniach i ośmiu godzinach od wyjazdu z Republiki Ściborskiej osiągamy pierwszy poważny, północny etap - koło podbiegunowe. Wygląda trochę mniej okazale niż słynne koło Rovaniemi - wioski Św. Mikołaja, ale to ta sama szerokość geograficzna. Ciekawie wygląda porównanie tej szerokości geograficznej z innymi miejscami w świecie. Jesteśmy na tej samym szerokości co południowa Grenlandia czy północnej Alaska. Przed nami jeszcze około 700 kilometrów na północ... Gdy dojedziemy do Alty będziemy powyżej 70 stopnia szerokości geograficznej północnej. Czyli m.in.: powyżej Murmańska, Inuvika na Alasce lub Panaku na Syberii. Takie porównanie robi wrażenie...
Norwegia, Finnmark, 4 marca
Dwie granice i zorza polarna
Pokonujemy dwie kolejne granice: szwedzko-fińską i fińsko-norweską. Mimo późnej godziny mamy małą kontrolę na norweskiej granicy. To już wielka rzadkość w Skandynawii. Norweski pogranicznik ogląda nasze nieskończone ilości jedzenia...i przeróżnych innych rzeczy...Od razu domyśla się, że jedziemy na Finnmarkslopet. Kontrola kończy się bardzo serdecznymi życzeniami. O tej porze roku to właśnie Finnmarkslopet elektryzuje i zupełnie dominuje nad spokojnym życiem mieszkańców Finnmarku - do tej najzimniejszej europejskiej krainy ściągają bowiem masterzy ze wszystkich stron. Wyjeżdżamy z rejonu tajgi i wjeżdżamy w tundrę. Od tej chwili towarzyszą nam tylko coraz bardziej karłowate brzozy omszone, majestatyczne skały, zamarznięte wodospady i witająca nas zorza polarna. Od paruset kilometrów jedziemy już tylko lodową drogą. Zwyczajowo w Norwegii zimą nie posypuje się niczym dróg. Są one non stop oblodzone, co wymaga od kierowców mocnych nerwów, panowania nad autem i... dobrych opon. My wprawdzie nie jedziemy na standardowo używanych tu oponach z kolcami, ale mamy dobrego kierowcę. Darek (przyp. Dariusz Szajdek - odpowiadający za transport na wyprawie) zna już drogę dosłownie na pamięć - jest to już jego trzecia wyprawa. Około 20 kilometrów przed Altą rozpoczyna się bardzo trudny zjazd serpentynami w dół. Darek opowiada o swojej pierwszej przygodzie na tym odcinku drogi. Włosy stanęły mu wtedy dęba, na szczęście dzisiaj takich emocji nie ma.
Przed północą, po dwóch dniach i 16 godzinach podróży, lądujemy na campingu koło miejscowości Alta. Jesteśmy zatem na miejscu.
Alta, Finnmark, 5 marca
Pierwszy trening
Śpimy dosłownie jak zabici. Poprzednie dwie noce spędziliśmy w samochodzie. Temperatura w środku auta w nocy spadała znacznie poniżej zera, swoje robiły też brak miejsca i niewygodna pozycja. Nasz zaprzęg jest bardzo młody, przyzwyczajony do jazdy drogami leśnymi. Tutaj panują zupełnie inne warunki i ogromne przestrzenie. Jak nauczyć w kilka dni psy do biegania tylko po wąskich ścieżkach, ubitych przez skutery? Pierwszy trening nie był łatwy - kilka wywrotek, kręcenie "piruetów" na lodzie i… lęk przed wjechaniem w niezamarznięty fragment rzeki Altaelva. Dopiero po kilkunastu kilometrach i przeżyciu paru ekstremalnych sytuacji liderki zaprzęgu: Liina i Asajuk zaczęły rozumieć, o co chodzi w jeździe po zamarzniętej rzece. Na treningu spotyka nas miła niespodzianka - mijamy się z dwoma zaprzęgami Rogera Dahla. Ten legendarny maszer (m.in. zwycięzca zeszłorocznej edycjiwyścigu) po raz pierwszy od 26 lat nie będzie startował w wyścigu, a jedynie będzie pełnił rolę handlera (pomocnik maszera) dla swojej wolontariuszki, która pracuje z jego psami. Mieszkamy na campingu. To tradycyjny sposób biwakowania zimowego w Norwegii. Zajmujemy w cztery osoby małą kabinę campingową...za jedynie 280 złotych za dobę. Ceny norweskie w żaden sposób nie pasują do polskich. W naszym kraju za taką cenę moglibyśmy spać w kilkugwiazdkowym hotelu, a tu ta kwota wystarcza jedynie na małą ,,kajutkę" na campingu. Na campingu, mimo zimy, sporo osób mieszka w przyczepach campingowych, karawanach. To taka lokalna tradycja. Obok nas domek zajął najsławniejszy maszer w Europie - dwukrotny zwycięzca Iditarod (1800-kilometrowy wyścig na Alasce) - Robert Sorli.
Alta Stand Camping, Finnmark, 5 marca, godz. 23
Sanie za cenę samochodu
Podczas pisania tego tekstu słyszymy nagle poruszenie: na niebie pojawiła się niezwykle ładna zorza polarna.! Nasi fotograficy (przyp. Agnieszka i Piotr Bagińscy) biegają z aparatami fotograficznymi w ręku, próbując jak najlepiej utrwalić to wyjątkowe zjawisko. Dzisiejsza zorza ma wyjątkowo ciekawe barwy. Oprócz zieleni pojawiły się też czerwienie i pomarańcze, a nawet kolor niebieski. W pobliżu samochodu stoją nowe sanie, którymi będziemy jechali w wyścigu. W Norwegii, wśród tutejszych długodystansowych maszerów, są uznawane za najlepsze - ostatnie edycje wygrywali maszerzy, którzy startowali właśnie na nich. Sanie były transportowane tirem z Trondheim. Ich twórca - również maszer - niestety wycofał się z tegorocznego wyścigu i musieliśmy wspólnie znaleźć sposób na przetransportowanie kilkumetrowych sań. Było z tym sporo emocji, szczególnie gdy sprzedawca sań stracił kontakt z przewoźnikiem... Sanie są doskonale, mają sprawny system skrętny, są lekkie. Mają tylko jedną wadę - kosztują tyle co całkiem niezły samochód.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz