Olsztyńscy policjanci i strażnicy miejscy jeszcze do niedawna w okresie siarczystych mrozów apelowali, by nie przechodzić obojętnie wobec osób bezdomnych bądź takich, które będąc pod wpływem alkoholu – są narażone na śmierć z wychłodzenia.
Najwyraźniej razem z mrozami odeszły policyjne chęci do niesienia pomocy, o czym mogłam przekonać się dziś będąc świadkiem oburzającego zdarzenia.
Około godziny 15.20 na Dworcu Głównym w Olsztynie leżał w kałuży własnego moczu, kompletnie pijany mężczyzna. Szybko wokół niego zebrała się grupka gapiów, którzy debatowali, jak należy się zachować.
Nie czekając długo wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na policję. Dyżurny przerwał mi szybko zgłoszenie informując, że zna sprawę, wie, że na dworcu leży pijany człowiek, ale nie ma obecnie kogo wysłać na miejsce, jednak zjawi się straż miejska.
Odkładając słuchawkę dowiedział się od ochroniarza pracującego na dworcu, że on również zgłosił sprawę na policję, tyle, że godzinę wcześniej. Jak poinformował mnie – po około 30 minutach od jego zgłoszenia na miejscu pojawili się policjanci, którzy próbowali nawiązać kontakt z pijanym mężczyzną. Kiedy okazało się, że ten nie reaguje i leży w kałuży moczu – postanowili zostawić go w tym samym miejscu informując ochroniarza, że zajmie się tym straż miejska, bo oni nie mogą zabrać tego człowieka do osobowego radiowozu, którym przyjechali. Ochroniarz dostał też instrukcje ''pilnowania pijanego mężczyzny''.
Po wysłuchaniu tych ''rewelacji'' postanowiłam poczekać na straż miejską, której interwencję obiecano godzinę wcześniej ochroniarzowi. Około godziny 15.50 na miejscu pojawiło się trzech policjantów. Kiedy zapytałam, dlaczego to tak długo trwało – usłyszałam, że są jedynymi przydzielonymi na ten teren i byli wezwani do kolizji drogowej. Policjanci podnieśli mężczyznę próbując nawiązać z nim kontakt. Mężczyzna był jednak tak pijany, że nie potrafił się nawet przedstawić. Jeden z policjantów zgłosił więc przez krótkofalówkę konieczność zabrania go na izbę wytrzeźwień, usłyszałam jedynie głos dyżurnego mówiącego ''nie mamy teraz takiej możliwości''. Policjant wydał więc polecenie dwóm młodszym kolegom, by zabrali mężczyznę. Zapytałam gdzie go zabierają, skoro nie mają radiowozu? Policjant odparł, że do pomieszczenia SOK-u, gdzie poczekają na przyjazd straży miejskiej.
Kiedy zapytałam policjanta, dlaczego jego koledzy, którzy wcześniej przyjechali na interwencję po zgłoszeniu sprawy przez ochroniarza, nie zabrali mężczyzny do pomieszczenia SOK, gdzie oczekiwałby na straż miejską, tylko zostawili go w kałuży moczu na dworcu - usłyszałam jedynie, że nie może odpowiadać za swoich kolegów policjantów i jeśli mam ochotę mogę złożyć skargę. Mówiąc to był wyraźnie zawstydzony zachowaniem swoich kolegów.
Policjant powiedział coś jeszcze – ''A dlaczego tylko pani zareagowała, a ci wszyscy ludzie chodzą dookoła i nie zwracają na tego mężczyznę uwagi?'' Rozejrzałam się i tym razem to ja, zawstydzona, musiałam przyznać mu rację. ''Takie mamy społeczeństwo'' – podsumował.
Komentarze (13)
Dodaj swój komentarz