Szanowna Redakcjo,
To, jak bardzo wzrastają koszty życia młodych rodziców, okropnie mnie dobija. Jestem matką dwóch dwuletnich bliźniaków. Życie w Polsce nie jest usłane różami, ale udało nam się z mężem wypracować względnie komfortowy byt dla siebie i maluchów.
Olsztyn od zawsze kojarzył mi się z wygodą, spokojem i przystępnymi cenami. Niestety, koszty życia rosną, zwłaszcza przy dwóch małych szkrabach, a wiadomo, że człowiek czasem chciałby pozwolić sobie na coś więcej, niż funkcjonowanie od pierwszego do pierwszego.
Odkąd poznaliśmy się z mężem, mamy zwyczaj jedzenia obiadu na mieście raz, czy dwa razy w miesiącu. Udaje nam się to do tej pory, nawet przy powiększonym składzie. Pogoda sprzyja teraz spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, więc do naszych wypraw dołączyły też wyjścia na lody.
Kiedy wybieramy się wspólnie na deser, przy składaniu zmówienia za każdym razem prosimy o dodatkowe wafelki dla naszych pociech, żeby miały trochę frajdy. W zeszłym tygodniu, podczas robienia zakupów w galerii, wstąpiliśmy na miejscu do lodziarni (red. tu padła nazwa lokalu), gdzie po przedstawieniu naszej prośby, sprzedawczyni od razu z uśmiechem wręczyła szkrabom wafelki, nie naliczając żadnej dodatkowej opłaty. Byliśmy bardzo zadowoleni z obsługi. Polecam wszystkim rodzicom to miejsce.
Na tym, niestety, sielanka się kończy. Kolejnym razem zdecydowaliśmy się na wypad na Stare Miasto, gdzie wstąpiliśmy do (red. nazwa lodziarni oferującej wyroby rzemieślnicze). Nie ma co ukrywać, smaki były przepyszne, natomiast zszokowała nas informacja, że za każdy dodatkowy wafelek musimy dopłacić po 2 zł! To dla mnie nie do pomyślenia. Żeby nie robić dzieciom przykrości, dokonaliśmy zakupu, ale więcej tam nie wrócimy.
Paranoja. Co ich kosztuje dać bombelkowi mały wafelek?! Przecież koszty produkcji są praktycznie zerowe. Rozumiem chęć pozyskania dochodu, ale zachowajmy jakiś umiar i dobry smak. Okazuje się, że zamawiając po średnio dwie gałki, które kosztują obecnie w okolicach 7 zł, taka rodzinna „przyjemność” kosztuje nas między 20 a 30 zł. To jakieś szaleństwo!
Postanowiliśmy z mężem sprawdzić, jak wygląda sytuacja w innych tego typu punktach. Odwiedziliśmy jeszcze dwie lodziarnie na starówce, gdzie również spotkało nas rozczarowanie. W obu przypadkach za wafelek doliczona została dodatkowa opłata. Co prawda nieco niższa, ale zawsze… W (red. nazwa lokalu naprzeciwko olsztyńskiej katedry) wafelki wyniosły nas po 50 gr za sztukę, a (red. nazwa lokal niedaleko mostu św. Jana Nepomucena) po 1 zł.
Niezrozumiała jest dla mnie ta motywacja zdobywania zysków za wszelką cenę. To przecież jakieś wafelki grozy… Nie mam pojęcia, w jaką stronę to wszystko zmierza? Moim zdaniem miasto powinno w jakiś sposób wspierać młode rodziny. Póki co efektów brak.
pozdrawiam,
zasmucona Czytelniczka
Jeżeli Wy również chcielibyście podzielić się sprawami, które Was cieszą bądź trapią, napiszcie do nas na [email protected]
Komentarze (90)
Dodaj swój komentarz