Powiedzieć, że sytuacja finansowa Poczty Polskiej pozostawia wiele do życzenia, to za mało. Firma zakończyła rok 2023 w "dołku", który wynoszą aż 787 mln zł. Pieniędzy brakuje m.in. dla pracowników, którzy mają niskie pensje - i których jest coraz mniej.
Dziennik "Rzeczpospolita" dotarł do dokumentów ujawniających niegospodarność spółki. Przykładem tego jest najem hali w Grodzisku Mazowieckim, gdzie przeniesiono obsługę przesyłek paletowych. Po krótkim czasie poczta zdecydowała się na wycofanie z umowy i ponowne przenosiny - do miejscowości Ciemne koło Radzymina, co kosztowało firmę ponad 364 mln zł.
Kolejnym przykładem niegospodarności może być umowa z właścicielem sieci dyskontów, Jeronimo Martins, na dzierżawę miejsc na automaty pocztowe w 460 lokalizacjach. Poczta ma jednak zdecydowanie mniej maszyn, niż wynajętych miejsc - za które co miesiąc płaci ponad 500 tys. zł.
Z powodu niegospodarności spółki nie stać na wypłaty. Jak przekazują związkowcy z Poczty Polskiej, minimalne wynagrodzenie w spółce od 1 stycznia 2024 r. wynosi 4 023 zł brutto - czyli o ponad 200 złotych mniej, niż minimalna wypłata w Polsce. Według najczarniejszych scenariuszy, w lutym br. 63 tys. pracowników może pozostać bez pensji.
- Na wysokość wynagrodzenia ma wpływ wiele zmiennych składników - czytamy w przesłanej przez biuro prasowe Poczty Polskiej informacji. - Można wyodrębnić, że zarobki pracowników składają się z wynagrodzenia zasadniczego i premii. Podanie konkretnej kwoty nie jest możliwe, ponieważ różnice między zarobkami mogą sięgać nawet kilkuset złotych, co wynika m.in. ze stażu pracy każdego zatrudnionego.
Z tego też powodu Poczta Polska zmaga się z problemami kadrowymi. Cały czas trwają intensywne poszukiwania kandydatów na stanowisko listonoszy. Największą przeszkodą, zwłaszcza na terenie warmińsko-mazurskiego, jest brak chętnych do pracy. Nie powinno więc dziwić, że przesyłki potrafią "iść" przez kilka tygodni.
- Znalazłem 17 stycznia w swojej skrzynce pocztowej dwa zwykłe listy wysłane przez olsztyńskie firmy. Czołgały się do mnie na Brzeziny prawie trzy tygodnie - pisał w wiadomości do portalu Olsztyn.com.pl jeden z Czytelników.
Pod opublikowanym na Facebooku wpisie od Czytelnika pojawiło się wiele komentarzy wyjaśniających skąd biorą się problemy oraz ludzie dzielących się swoimi przeżyciami związanymi z nadaniem lub otrzymaniem przesyłki. Jedna z komentujących nadała priorytetową paczkę z Olsztyna do Warszawy. Podróż trwała dwa tygodnie.
- Wysłałam kartki świąteczne do rodziny w różnych miejscach Polski. Wysłane 11 grudnia, dotarły po świętach - pisze inna Czytelniczka.
Problemy mają nie tylko mieszkańcy Olsztyna. W Barczewie - jak pisze komentująca - ludzie dostawali wezwania na sprawy po sprawach, propozycje wyjazdów do sanatorium kilka tygodni po dniu wyjazdu. W odpowiedzi kolejna Czytelniczka poinformowała, że zaadresowany do niej polecony list z sądu "przeleżał" na poczcie... trzy miesiące. "Nawet nie był awizowany" - dodaje.
Z drugiej strony pojawiają się osoby, które nie odczuwają problemów.
- W Mrągowie nadałem pakunek na Poznań i doszło w 3 dni - poinformował Czytelnik.
W ciągu najbliższych tygodni problemy z docieraniem przesyłek będą jedynie narastać. Zarząd Poczty Polskiej postanowił o "zamrożeniu" działalności spółki. Choć realizuje rynkowe zobowiązania, z kasy operatora nie może wyjść złotówka bez specjalnej zgody. Środki, których firmie bardzo brakuje, mają zostać przekazane jedynie na działania niezbędne do "zapewnienia ciągłości realizacji zadań operacyjnych".
Komentarze (50)
Dodaj swój komentarz